środa, 29 września 2021

25 Po wizycie u psychiatry

 Byłam dzisiaj na tej wizycie u psychiatry. Czekałam od 10:00 do 12:00 aż Pani Doktor w ogóle przyjdzie do gabinetu... Dawno tak się nie wynudziłam (musiałam oszczędzać baterię w telefonie, bo go nie naładowałam), a gdy już weszłam do gabinetu... Wizyta trwała może 10 minut. Pani Doktor nie dała mi dojść do słowa. Zasugerowała mi tylko jakieś antydepresanty i stwierdziła, że skoro będę studiowała w Krakowie, to tam mam sobie poszukać terapeuty. I koniec. A wcześniej byłam u pielęgniarki, która miała zmierzyć mi temperaturę i ciśnienie. To był hit. Podałam jej wzrost i wagę, a ona: "nie wygląda Pani na prawie 42 kg, ale może dlatego, że Pani taka naubierana". Gdy zakładała mi tę opaskę od aparatu mierzącego ciśnienie, powiedziała: "jaką ma Pani chudą rękę!". Nie odezwałam się, bo mnie to zszokowało. Czy ona nie rozumiała, że takie teksty są niedopuszczalne? Nie mówię tylko o moim przypadku, ale i o innych - komuś, kto ma jakiś epizod depresyjny i ma ED, może naprawdę zrobić to krzywdę. 

W skrócie - mam teleporadę za miesiąc. Moja Mama uważa, że pewnie ta Pani Doktor musi się doedukować w temacie zaburzeń odżywiania, bo na tej wizycie nie uzyskałam żadnych konkretnych (i pomocnych) informacji. Tak sobie gorzko myślę, że gdybym przyszła tam, ważąc 35 kg, Pani Doktor by mi pomogła, kierując mnie na oddział, ale skoro ważę niecałe 42 - nie ma się czym martwić, przecież tak szybko nie zeszczupleję i jakakolwiek pomoc, wskazówka czy rada, co zrobić jest... niepotrzebna. Ja wiem, to tylko psychiatra, ale liczyłam na coś bardziej konkretnego, choćby na podpowiedzenie mi, dlaczego czasami jem w miarę normalnie, a czasami prawie nic.


wtorek, 28 września 2021

24 Stres i prośba o polecenie ciekawych książek :)

 Dzień dobry, Wam!

Wczoraj wieczorem wróciłam z Krakowa. Ogółem, było dużo stresu - najpierw jakiś dziwny Pan zaczepiał mnie w pociągu - (czy czuje się Pani bezpiecznie w tej maseczce?) i potem wypytywał, dokąd jadę (zignorowałam Go zupełnie), a później, w poniedziałek, gdy miałam zgłosić się z dokumentami do wpisu na studia, płakałam Ł, że na pewno będą pytali mnie o niestworzone rzeczy, ja się zestresuję i ucieknę... Ł pojechał ze mną, pokazał mi, którym tramwajem najlepiej dojechać i potem przeszliśmy razem całą drogę na wydział. Starałam się jak najwięcej zapamiętać, ale Kraków jako miasto mnie lekko przytłacza. Na miejscu okazało się, że wcale nie jest tak strasznie jak zakładałam - chcieli ode mnie dokumenty, a ja później z tej całej ulgi aż zabrałam im długopis, który zaraz potem im odniosłam... :)

Ł wziął na poniedziałek wolne w pracy, ale już niedzielę wieczór spędziliśmy razem. Byliśmy w azjatyckiej restauracji na pysznych pierożkach (Ł jadł coś innego) i potem mieliśmy wpaść jeszcze do Wedla na czekoladę, ale było już za późno. 

Co do jedzenia jeszcze  - chyba skurczył mi się żołądek, bo w poniedziałek po podwójnej kanapce z żółtym serem (i około pół godzinie) trudno mi było zjeść jeszcze drożdżówkę z serem. Sama widzę, że jem na siłę. Muszę dostarczać organizmowi odpowiednią ilość kalorii, tak więc wczoraj przełamałam swój fearfood i kupiłam od miłego Pana w pociągu batonika w czekoladzie, a dzisiaj zaraz będę zajadała coś od Wawelu, co wygląda jak malutkie delicje i nazywa się Królewskie Mleczko. 

Muszę upiec dzisiaj chlebek bananowy i nie zamartwiać się za bardzo tym, że nie mam możliwości rejestracji na niektóre przedmioty (bo limit miejsc, bo niektórych przedmiotów nie widzę w USOSIE, mimo że inne osoby mogły się na nie rejestrować). Na szczęście jakaś dziewczyna ode mnie z kierunku ma się tym zająć i ma napisać do kogoś odpowiedzialnego za ten cały bałagan uczelniany. A ja nie lubię takich sytuacji - zawsze mnie to stresuje (ile razy w tym poście użyłam już tego czasownika...?) i wywołuje niepokój. Dowiedziałam się też, że nie wszystkie zajęcia będę miała na wydziale - jeden przedmiot będzie wykładany gdzieś indziej, a ja już boję się, że tam nie trafię... 

Tak, to królik beztrosko kicający po restauracji, w której jedliśmy. Przepraszam za słabą jakość, ale musiałam przybliżyć mocno, no i był już wieczór...
A to pierożki! Z jakimś sosem, który do końca mi nie smakował (był za słodki)

A to zdjęcie z kładki, którą szliśmy na Kazimierz (muszę poznać bliżej tę dzielnicę, bo mnie urzekła!)

Lecę poodwiedzać Wasze blogi i poczytać, co u Was. Potem ściągnę na czytnik (nie do końca legalnie, ale ciii) jakieś nowe książki i zabiorę się za ten chlebek bananowy.

Chlebek upiekłam. Nie wyszedł mi tak ładny, jak zazwyczaj, trudno. Przeglądam oferty pracy dorywczej. Na razie nie znam swojego planu zajęć (przez ten brak możliwości rejestracji), dlatego patrzę pod kątem - spodobałoby mi się/nie spodobało. Nigdy wcześniej nie pracowałam... To znaczy - opiekowałam się synem właścicielki mieszkania, w którym wynajmowałam pokój w Poznaniu. Ten chłopiec miał 5 lat i moja opieka polegała przede wszystkim na pilnowaniu, żeby przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy... Dostawałam za to śmieszne pieniądze, ale wystarczały na jakiś wypad do kina czy na kawę. Teraz jednak chciałabym (przynajmniej częściowo) uniezależnić się od wsparcia finansowego Rodziców. Ł, oczywiście, mówi, że to zupełnie niepotrzebne, bo sam mi pomoże, ale sama czuję, że dobrze byłoby mieć jakieś własne pieniądze, które mogłabym wydać na to, na co tylko bym chciała. Co prawda, na moje konto co miesiąc spływają odsetki z pewnej inwestycji, którą zrobiła moja Mama na moje nazwisko (i za moją zgodą), ale jest to jedynie trochę ponad 100 zł, więc... Wiadomo, za to się nie utrzymam. Dostaję też kieszonkowe od Taty i czasami coś od Babci albo od Cioci, gdy mam imieniny lub urodziny, lecz nie są to duże kwoty. 

Jutro jadę do psychiatry na 10:00. Nadal jestem spokojna. Dostałam też list od Przyjaciółki, który bardzo mnie ucieszył i uspokoił. Jadłam smaczną kolację - chlebek z piekarnika, lekko podpieczony z masłem i powidłami jabłkowymi własnej roboty. Książek, rzecz jasna, nie pobrałam. Nie chciało mi się, ale na pięciogodzinną podróż do Krakowa muszę pobrać chociaż dwie powieści (dość szybko czytam). Może Wy polecicie mi jakieś ciekawe książki? Nie przepadam za erotyką i fantastyką. 


sobota, 25 września 2021

23 40,7

Tak, to moja waga. Zważyłam się dzisiaj wieczorem po kolacji. Moja koleżanka, która ma za sobą dwie hospitalizacje z powodu anoreksji, mówi mi, że terapeuta może odmówić mi terapii, bo mam za niską wagę. Po cichu liczę na to, że ten spadek wynika ze stresu - najpierw stresowałam się tym, czy się gdziekolwiek dostanę, a teraz stresuję się nową uczelnią, ludźmi i zajęciami. 
Nie cieszę się ani trochę. Jestem zaniepokojona. Jutro jadę do Krakowa, żeby w poniedziałek na spokojnie złożyć papiery na studia. Ł obiecał, że będzie pilnował, żebym dużo jadła. Mam suchą twarz i usta. Gdy siedzę lekko zgarbiona, wystaje mi cały kręgosłup. Nie chcę iść do szpitala, nie chcę tam spędzić 3 miesięcy (bo tyle trwa terapia), nie mogę rzucić studiów. 
Boję się.

czwartek, 23 września 2021

22 O moim nowym życiu

 Zdaję sobie sprawę, że tytuł niekoniecznie zachęca do dalszej lektury tego wpisu. Ten blog nie jest już blogiem pro-ana. Jestem w trakcie zmiany swojego myślenia o jedzeniu. Już nie: "co mnie żywi, niszczy mnie", ale: "co mnie żywi, pomaga mi". Wspominałam kilka postów temu, że nie liczę kalorii, nie ważę się, a miarkę odłożyłam w najciemniejszy kąt szuflady. 

Co zjadłam dzisiaj?

Śniadanie:

kromka chleba z masłem i twarożkiem

herbata

II śniadanie:

2 łyżeczki masła orzechowego

kromka chleba z masłem i masłem orzechowym (tak, dziwne połączenie, ale dla mnie jedyne właściwie)

pół figi

Obiad:

miseczka zupy warzywnej

5 ruskich pierogów

Kolacja:

garść malin

kromka chleba z masłem i plasterkiem żółtego sera

Dzisiejszy dzień był ważny pod względem mojej dalszej edukacji. Dzisiaj złożyłam  resztę dokumentów na dziennikarstwo do Krakowa i dostałam się. Jutro będą wyniki dotyczące kierunku, na którym bardziej mi zależy niż na dziennikarstwie. Na razie nie chcę nic mówić, żeby nie zapeszyć, ale liczę, że będzie dobrze. 

Wczoraj byłam u fotografa, bo potrzebowałam zdjęcia do dokumentów. Nie wiem, co on zrobił z moją twarzą, ale wyglądam jakbym miesiąc spędziła w jakimś ciepłym kraju. Przyjaciółka, która zajmuje się fotografią, powiedziała, że to wina lampy i że fotograf później nie usunął jej efektów w programie. Trudno mi się odnieść, bo nie widziałam, co dokładnie robi ten fotograf. Dostałam gotowe już zdjęcia, ale ponieważ spieszyłam się, odpuściłam jakąkolwiek wymianę zdań z tym Panem. 

Chciałabym wrócić jeszcze do tematu studiów - wczoraj przeprowadziłam ważną rozmowę z moim Tatą. Tata nie lubi/nie akceptuje Ł i był lekko podenerwowany faktem, że zamierzam studiować w Krakowie. Liczył na Poznań, szczerze przyznał się do tego. Odparłam Mu spokojnie, ale stanowczo, że w Krakowie jest interesujący mnie kierunek i, owszem, bliskość Ł też miała znaczenie przy wyborze miejsca magisterki. Chyba pierwszy raz w życiu tak mocno wyraziłam swoje zdanie. 

W niedzielę najprawdopodobniej pojadę do Krakowa i zostanę tam do poniedziałku włącznie, może do wtorku. W środę mam wizytę u psychiatry. Na razie się jej nie obawiam, mniej-więcej wiem, o czym chcę porozmawiać. 

I najważniejsza kwestia - dziękuję Wam. Nie spodziewałam się takiej pozytywnej reakcji. Byłam raczej przygotowana na ostracyzm, a tu... Dziękuję. To ważne dla mnie. 



środa, 22 września 2021

21 Chciałabym nadal pisać

Jak już może zdążyłyście zauważyć, zmieniłam nazwę bloga. Z bocznej zakładki zniknęły moje cele wagowe. Nie chcę odchodzić z tego miejsca - chciałabym nadal pisać, dzielić się z Wami moimi wątpliwościami, marzeniami, małymi sukcesami i porażkami. Teraz jednak wektor wartości zmieni się. Nie będzie tu już wypisanych kalorii danych posiłków czy bilansu kroków, jakie przeszłam. Będzie miiło, jeżeli zechcecie towarzyszyć mi (choćby tylko czytając) na tej nowej drodze. Drodze ku mojemu prawdziwemu szczęściu i mojej wolności. 

Chcę być szczęśliwa. Chcę jeść bez poczucia winy. Chcę...

Pojawi się też tu recenzja (to za duże słowo) pewnej książki, która zmieniła moje myślenie o anoreksji. Tamto zdjęcie było jednym z kroków. Książka jest drugim. Wizyta u psychiatry będzie trzecim. 


niedziela, 19 września 2021

20 Czy jestem chora?


(Zdjęcie nóg mojej Siostry - ma Ona jakieś 158 cm wzrostu i waży ok 45-46 kg. Po prawej-moje nogi. Nie mam laptopa przy sobie, ale może później spróbuję przenieść to zdjęcie niżej)


Dobry wieczór! Nie było mnie tu kilka dni (nie pisałam), ale czytałam Wasze blogi. Co u mnie? Dużo zmian. 

1. Powiedziałam Mamie, że nie mam zdrowej relacji z jedzeniem

2. Jestem zapisana na wizytę u psychiatry

3. Nie liczę kalorii (w znaczeniu - nie zapisuję ich w żadnej aplikacji ani w zeszycie)

Wizyta jest dopiero 29. Wcześniej nie można było. Nie boję się tego spotkania. Raczej nikt nie wsadzi mnie do szpitala psychiatrycznego, moja waga nie zagraża mojemu życiu. Mama zmusiła mnie do zważenia się przy Niej (w dżinsach i koszulce od piżamy) kilka dni temu i waga pokazała 41,6. Oczywiście, nadal uważam, że to za dużo, ale chyba dojrzałam do tego, żeby powiedzieć sobie: "nie masz zdrowej, normalnej relacji z jedzeniem - znowu zaczynasz przeliczać każdy kęs na kalorie, panikujesz, gdy widzisz kawałek ciasta i najchętniej nie jadłabyś przy żadnej osobie". Tak, wychodziłam z talerzem do innego pokoju, gdy musiałam zjeść obiad. Tak, liczyłam (i nadal liczę) kalorie w myślach, gdy cokolwiek jem. Tak, dostaję prawie mdłości, gdy widzę ciasto/ciastka/słodycze. Ostatnio byłam w Rossmannie i wzięłam do ręki jakiś batonik Raw. Pomyślałam o tym, jak rozpływa się na moim języku i... Odłożyłam na półkę. Tyle tłuszczu i cukru? Chyba oszalałaś! 

Zdałam też sobie sprawę z tego, że gdy tylko schudnę do tych swoich wymarzonych 39 kg, będę chciała jeszcze zrzucić kilogram... A potem następny... A potem nie zapanuję nad tym i albo obudzę się w szpitalu, albo już tego szczęścia nie zaznam. 

Gdybym mieszkała sama, gdyby nie było w domu Mamy i Taty przez jakiś tydzień, prawdopodobnie nie jadłabym nic. Zmuszam się do jedzenia, mimo że nie mam na nie ochoty. Mama pilnuje mnie rano ze śniadaniem, ale kilka dni temu nie dałam rady go zjeść i wyrzuciłam. Potem miałam ochotę na kisiel. Ugotowałam go, popatrzyłam na niego i wylądował w zlewie. Nie jadłam wtedy nic aż do popołudnia, do jakiejś 16:00. Dopiero, gdy Mama wróciła z pracy i podgrzała zupę, którą ja ugotowałam przed południem, zjadłam pół talerza. Ktoś kiedyś powiedział, że anoreksja to samobójstwo na raty. Podpisuję się pod tym twierdzeniem. Czy jestem chora? Nie wiem. Nie umiem tego określić. 

wtorek, 14 września 2021

19 I już po wszystkim

Byłam już od kilku dni niewyspana, zestresowana, zmęczona i bardzo płaczliwa. Wczoraj pozwoliłam sobie na dwie łyżeczki masła orzechowego, poza tym nie zapisywałam, co jadłam przez te dni. Mam chyba gdzieś zapisany bilans z wczoraj, ale opublikuję go wraz z dzisiejszym trochę później. 

Jestem zadowolona, wyczerpana psychicznie, ale szczęśliwa. Obroniłam pracę na 5 (zdalnie) dzisiaj o 9:00 rano. W komisji był mój Promotor, który pokrzepiająco się do mnie uśmiechał i sam się denerwował, gdy odpowiadałam na pytania, recenzent mojej pracy, z którego pozycji naukowych korzystałam w pracy (i odpowiednio dużo razy wymieniałam jego nazwisko) oraz przewodniczący, którym był pewien profesor, u którego na II roku miałam chyba trzy poprawki, ale on nie wydawał się mnie pamiętać. "Obudziłam się" około 4:00. Wczoraj do północy powtarzałam materiał i uczyłam się odpowiedzi na pytanie od Promotora, a potem nie mogłam zasnąć. Zasnęłam chyba na dwie godziny, nawet nie wiem, bo po "przebudzeniu" czułam się tak jakbym zamknęła oczy tylko na kilka minut. Leżałam w łóżku i w myślach powtarzałam odpowiedź na pytanie od Promotora. 

Aga pytała mnie, co studiuję - dziennikarstwo. I to nie jest ponury żart. W liceum stwierdziłam, że tylko mając kontakt z innymi ludźmi (i to dosyć bezpośredni), jestem w stanie "wyleczyć" moje lęki społeczne. Na praktykach rok temu wydarzyła się pewna sytuacja, po której bardzo zwątpiłam w swoją "terapię szokową". Psycholożka, do której poszłam, uświadomiła mi, że to był błąd, że w tym wypadku klina nie wybija się klinem. Może kiedyś Wam opowiem, co się wtedy wydarzyło; teraz nie chcę do tego powracać.

Moja Mama dzisiaj pojechała później do pracy. Została w domu, żeby mnie wspierać. To było miłe, mówiła mi, że mam się nie przejmować, że wszystko będzie dobrze. Doceniam to, naprawdę. Gdy wróci (a ja przywiozę Siostrę z "pracy"), mamy się dokądś wybrać, by świętować. Tata dopiero przyjedzie wieczorem, ale już mi gratulował przez telefon. 

Teraz czekam na maila z dziekanatu z załącznikiem zaświadczenia o zdaniu egzaminu licencjackiego. W przyszłym tygodniu czeka mnie wyjazd do Poznania, gdzie studiowałam, żeby podziękować Promotorowi. Muszę przyznać, że w tych ostatnich dniach pomógł mi - wyjaśnił wszystkie wątpliwości, powiedział, do kogo się zwrócić o to zaświadczenie. Chyba dam Mu jakiś "lepszy" alkohol i "lepszą" kawę. 

W przyszłym tygodniu będę chciała pojechać do Ł do Krakowa. Muszę poszukać jakiegoś pokoju do wynajęcia i zdaję sobie sprawę, że nie będę miała takiego szczęścia jak w Poznaniu, gdzie wynajmowałam pokój za 500 zł ze wszystkimi opłatami. Były też pewne... niedogodności (właścicielka z problemem alkoholowym i jej dziecko, które noc w noc potrafiło głośno oglądać bajki, przez co nieraz musiałam interweniować, żeby się choć trochę przespać). Może i o tym Wam kiedyś opowiem. Mam kilka dość zabawnych historyjek związanych z tym okresem. 

Teraz rozpocznę nowy rozdział w życiu - blisko Ł, w nowym mieście, z nowymi znajomymi, blisko jednej mojej Przyjaciółki, więc będziemy mogły nareszcie widywać się częściej niż te kilka razy do roku. Za to będę dalej od drugiej mojej Przyjaciółki, jednak liczę, że nadal będziemy się spotykały, mimo tej odległości.

Bilanse dodam wieczorem. Może dodam też jakąś thinspirację, zobaczę, na co ciekawego natrafię.

Trzymajcie się! Oczywiście BARDZO Wam dziękuję za słowa wsparcia w komentarzach <3 

Edit: musze odespać te dwie prawie nieprzespane noce. Bilanse i thinspiracje wstawię tu jutro

niedziela, 12 września 2021

18 Bez zmian

 Przed chwilą się zmierzyłam. Bez zmian. W sumie, to nawet się cieszę. Dzisiaj Ł powiedział do mnie (wysłałam Mu swoje zdjęcia; On jest chyba jedyną osobą, której nie obawiam się wysyłać swoich zdjęć), że wyglądam niepokojąco i pytał, ile ważę. Ja wiem, że Ł robi to z troski o mnie i Jego pytania mnie nie irytują. Ubrałam się dzisiaj "sprytnie", czyli tak, żeby wyglądać możliwie najszczuplej - ciemny, dłuższy kardigan i spodnie w bardzo podobnym do niego kolorze, tak więc uzyskałam efekt, o jaki mi chodziło. Kardigan zasłonił moje paskudne uda, dlatego uznałam, że jest naprawdę w porządku. 

Do tej pory zjadłam:

Śniadanie:

jajko z solą

kawałek chleba z masłem

herbata

II śniadanie:

herbata

mały kawałek sernika na zimno

kawałek ciasta keks 


Tak, w niedziele zawsze jem więcej (a będzie jeszcze obiad i kolacja). Bardzo chciałabym już być po wtorkowej obronie (pewnie napiszę to jeszcze z tysiąc razy). Wczoraj uczyłam się jakoś do 1:30. Nie dałam rady dłużej. Dzisiaj też posiedzę do tej godziny, mimo że jutro muszę wstać o 6:00, najpóźniej o 6:15. Mam nadzieję, że niedziela mija Wam spokojnie i leniwie. Jeszcze zaktualizuję ten wpis. 

Obiad:

zupa buraczkowa z niecałą łyżką śmietany 12%

1 ziemniak

trochę surówki z białej kapusty i marchewki

roladka ze szpinakiem i czosnkiem (nie wiem, z czego była, nie smakowała za bardzo jak mięso)

Kolacja:

jabłko

pół kubka kawy z mlekiem i łyżeczką cukru



Na pewno jeszcze wpadnie kawa z mlekiem i cukrem na pobudzenie plus może herbata. Oglądam aktualnie "Skazaną" na Playerze (w oczekiwaniu na nową Chyłkę). Już 19:00. Przeczytałam notatki dwa razy, obejrzałam teraz w przerwie od nauki odcinek "Skazanej" i zjadłam jabłko. Nie smakowało mi. Jakieś takie... bez smaku. Może trafiłam na jakiś ewenement, nie mam pojęcia. 

Boję się wtorku. Łatwiej mi z tym strachem, gdy o nim opowiem (padło na Was, sorry). Co prawda, jedno pytanie znam (to, które sama ułożyłam zamiast Promotora), ale dwóch pozostałych - nie. Wydaje mi się, że ogólne pytania umiem na 70%. To wciąż nie wystarcza. Co do pytań z mojej specjalizacji - jest duużo gorzej. Umiem je może w 25% dopiero. Idę teraz naolejować włosy. Mniej się niszczą, a końcówki wolniej się rozdwajają. 

sobota, 11 września 2021

17 Waga i nieidealny bilans

Mam już dosyć. Wszystkiego i wszystkich - nauki, rodziny, nawet Ł. Płakałam dzisiaj już kilka razy i nic nie zapowiada, że to koniec. Wieczorem wejdę na wagę i się zmierzę (oficjalnie. Nieoficjalnie już się zważyłam). Brak ćwiczeń i ruchu, wesele i poprawiny, dużo siedzenia przed komputerem - oto główni winowajcy tego, jak wyglądam i się czuję. 

Rozważam poważnie dzisiejszą wieczorną i nocną naukę. Dzisiaj przejrzałam tylko to, czego nie umiem i ze strachu odłożyłam na bok. Jeżeli chcę zdać (a chcę), muszę poświęcić kilka nocnych godzin. I kropka. Chyba będę tu pisała nocą co pół godziny, żeby się jeszcze bardziej zmotywować i nie iść spać. Inaczej znowu zasnę po myciu i znowu rano będę robiła sobie wyrzuty, że się nie pouczyłam. Już wiem, że nauka w łóżku w moim przypadku nie ma sensu - po prostu zasypiam podczas czytania. Plan na dziś jest taki: jeszcze trochę posiedzę nad pytaniem dla Promotora, bo chcę, żeby miało ono "ręce i nogi", zbiorę pościel, która się wietrzy, wykąpię się szybko (trudno, dziś nie będzie dwugodzinnego leżenia w wannie) i uczę się. A, po myciu się zważę i dodam to tutaj plus dzisiejszy bilans.

Dam radę i ogarnę te cholerne pytania! (Czy ja Wam mówiłam, że obronę mam we wtorek?). Niby jeszcze dwa dni, ale chciałabym poświęcić je na powtórki, nie na naukę. 

(Dzisiaj mija mój 19 dzień bez czekolady!)

Bilans:

Śniadanie:

kromka chleba z masłem i... pasztetem (nic innego nie było, Rodzice dopiero zrobili zakupy przed południem)

herbata

II śniadanie:

serek homogenizowany waniliowy (ma w ogóle całkiem ok liczbę kalorii, jest on z Piątnicy, ale nie wiem, gdzie kupiony)

kilkanaście winogron

mały kawałek sernika z brzoskwiniami

herbata

Obiad:

zupa buraczkowa z łyżką śmietany 12%

5 małych knedli ze śliwkami

Kolacja:

kromka chleba z masłem i twarożkiem z solą

kabanos

herbata (którą właśnie piję)

W moim idealnym świecie nie zjadłabym sernika, pasztetu i kolacji. Niedługo się okaże, jak wiele brakuje mi do pierwszego celu - 41 kg. Idę się myć, zważyć i zmierzyć. Trzymajcie kciuki!

A więc... 41,8 kg. Spodziewałam się 42, mogę powiedzieć tak z ręką na sercu. Zmierzę się jutro, dzisiaj nie mogę znaleźć miary, nie wiem, gdzie ostatnio ją położyłam. 

Oglądałam mecz siatkówki. Polska vs Finlandia. Ładne 3 sety, dużo asów i bloków po naszej stronie. Następny mecz Polacy grają z Rosją we wtorek. Nie wiem, czy którakolwiek z Was lubi siatkówkę...? Ja lubię oglądać. Z racji niedużego wzrostu i małej siły (zgadnijcie, komu piłka nie chciała przejść przez siatkę...) niezbyt chętnie byłam wybierana do gry przez koleżanki w szkole :D Dlatego też zawsze wolałam przyglądać się innym.

Biorę się za naukę. Jest 22:27. Pierwszą przerwę zrobię o 23:00.


piątek, 10 września 2021

16 Bilanse, licencjat, nauka i inne takie

 Przychodzę do Was z bilansem z ostatnich dwóch dni (niepełnym, bo gdybym miała przynajmniej orientacyjnie podać, co zjadłam wczoraj na weselu, chyba bym oszalała. Jadłam potrawy, których nawet nie umiem nazwać :D Ale malutko, po troszku, byleby było widać, że coś na tym talerzu jest). Przejdźmy może do tego, co ważniejsze. BILANSE!

Żeby była jasność - nie jestem z nich szczególnie zadowolona. Ciągle jem za dużo, niektóre rzeczy mogłabym sobie odpuścić np. masło orzechowe i dwie kanapki, które "miłosiernie" zrobiła mi Mama i przychodziła co chwilę, żeby sprawdzić, czy zjadłam... A ja nie chciałam bawić się w ukrywanie jedzenia i wyrzucanie go później. Może powinnam była tak zrobić...?

8.09 (środa)

Śniadanie:

kromka chleba z masłem i twarożkiem

herbata

Obiad:

2 ziemniaki

kieszonka z mięsa z grzybami w środku

trochę surówki z kapusty i marchewki

Kolacja:

2 kromki chleba z masłem, 2 plasterkami szynki i sera żółtego (kanapki od Mamy)

herbata

(w międzyczasie - woda, herbata, sok z czarnej porzeczki)


9.09 (czwartek)

Śniadanie:

pół miseczki twarożku z łyżką jogurtu naturalnego, solą i pieprzem

herbata

II śniadanie:

łyżeczka masła orzechowego

A potem było wesele.


10.09 (piątek)

Śniadanie:

kromka chleba z masłem

herbata

II śniadanie: 

kilka winogron 

kabanos

tost z serem

2 szklanki wody


Tyle na razie. Jest 9:17. Powiem Wam coś, co usłyszałam dziś od Mamy: "Ty nie masz mięśni! A jak nie będziesz jadła (!), to doprowadzisz do zaniku tych mięśni, które jeszcze masz". Ja tu widzę sprzeczność w logice tego zdania. Trudno. A, i jeszcze było coś o tym, że dawniej robiłam jajecznicę, a teraz nie (tylko dlaczego w takim razie słyszę, że jajka trzeba przyoszczędzić na ciasto, na coś jeszcze... Dostajemy jajka, takie "prawdziwe", od kur, które chodzą po podwórku przez cały dzień, więc nie zawsze tych jajek jest dużo). Okej, nevermind, dzisiaj mam rozmowę z Promotorem na temat pytania, jakie będzie chciał mi zadać na obronie. Obronę mam jednak we wtorek. Nie było podpisów wszystkich osób z komisji na jakimś arkuszu, dlatego jest ten dzień zwłoki. Muszę dzisiaj też zadzwonić do dentystki i przełożyć wizytę na inny termin. I dzisiaj są poprawiny tego wesela. Liczę, że posiedzę przez jakąś godzinę i pojedziemy. Dla mnie to strata czasu. Postaram się jeść mało. Wieczorem dodam resztę bilansu i jakąś thinspirację, może nawet kilka. Teraz chcę się trochę pouczyć.

Jutro się ważę i mierzę. Na pewno przytyłam. Same widzicie, ile jem. Od wtorku - ograniczam. Bardzo chciałabym już być po obronie i mieć spokój z tymi studiami. Oczywiście, czeka mnie załatwianie dyplomu, bo w środę muszę już składać papiery na magisterkę, ale Promotor zapewnił mnie, że z tym problemu nie będzie i że sam osobiście zadzwoni do Pani z dziekanatu i Ją ponagli. No i czeka mnie jeszcze wyprawa do Poznania, żeby "podziękować" Promotorowi. Chyba dam Mu jakiś lepszy alkohol. Czy tak wypada? Thinspiracje wstawię za chwilę, muszę przynieść laptop i notatki. 

Obiad:

3 kluski śląskie

żurek

trochę surówek: z białej kapusty, z czerwonej kapusty i z marchewki

2 pierogi z mięsem (nie wiedziałam wcześniej, z czym są)

2 herbaty owocowe

Trzymajcie się!






czwartek, 9 września 2021

15 Czuję się pełna...

 ... wrażeń, choć za wiele dzisiaj nie zjadłam. Właśnie wróciłam z wesela, o którym piszę Wam od kilku dni. Ogólnie nie było źle, jeśli mowa o jedzeniu. Zero alkoholu, rzecz jasna. Co do jedzenia - polecam Wam dziwny, ale w moim przypadku, skuteczny patent jak zjeść mniej. Musicie naprawdę mocno zacisnąć pasek wokół talii. Uwierzcie, zacznie Was uwierać, gdy za dużo zjecie. Ja tak miałam, gdy wypiłam od razu dwa kieliszki soku. Pasek zaczął mnie uwierać :) Niekomfortowe uczucie, lecz w gratisie dostajecie super podkreśloną talię. 

Umyłam się i zaraz gaszę światło. Nadrobiłam Wasze blogi. Jutro postaram się dodać bilans z tych kilku dni (oprócz dnia dzisiejszego, bo nie umiałabym nawet powiedzieć, co dokładnie jadłam). 

Trzymajcie się!


wtorek, 7 września 2021

14 Historia o (braku) asertywności

Powiedziałam sobie, że na razie rezygnuję z pisania postów, ale to, co się dzisiaj... Wydarzyło, zasługuje na wpis.

Pojechałam przed chwilą po moją Siostrę. Czekałam na Nią, bo zakładała buty. Pojawiła się wtedy pewna pani. Moja Siostra jedzie na wycieczkę do Warszawy we wrześniu, jakoś za dwa tygodnie. I okazuje się, że potrzebne jest zaświadczenie o Jej szczepieniu na Covid-19. To zaświadczenie jest, zostało nawet wydrukowane, tylko że znajdowało się przez dość długi czas w torebce mojej Mamy. Przyznaję, panie z tych Warsztatów mówiły mi kilka razy, że tego potrzebują. Zapominałam i zapominała również Mama wyjąć to zaświadczenie z torebki i mi je dać... Ale, wracając do całej historii - pojawiła się więc pewna pani i od razu wyskoczyła do mnie z pretensjami: "dlaczego nie daliście jeszcze tego zaświadczenia? Ono jest potrzebne! Ma pani (czyli ja) je jutro tu dostarczyć!". Gdyby to powiedziała normalnym tonem, byłoby ok. Ale ona prawie na mnie nakrzyczała. Ja na to: "dobrze, jutro je przyniosę". Ona: "pani przynosi to już od tygodnia! Ma pani jutro to zaświadczenie przynieść!". Cóż... Nic na to nie odpowiedziałam. Wyszłam. Dopiero w samochodzie się rozryczałam. Zadzwoniłam do Ł. Ponieważ Ł na co dzień ma do czynienia z prawem (ale prawnikiem nie jest), poinformował mnie, że nikt nie ma prawa (dopóki nie wejdzie takie rozporządzenie/ustawa, nie wiem, jak to się może nazywać), żądać od kogokolwiek takiego zaświadczenia. Do czego jednak zmierzam w tym całym wywodzie - nie umiem postawić wyraźnych granic, gdy ktoś sprawia, że czuję się niekomfortowo. Taka błaha sytuacja sprawiła, że ryczałam w aucie przez cały kwadrans, bo baba, którą widziałam pierwszy raz na oczy (i obym już jej więcej nie oglądała), odezwała się do mnie niemiło. 

Oczywiście, w drodze do domu przećwiczyłam dziesięć scenariuszy, w których odważnie mówię, że sobie nie życzę, by ktokolwiek odzywał się do mnie w taki sposób, odwracam się dumnie na pięcie i odchodzę. Szkoda, że rzeczywistość boleśnie uświadomiła mi, jak to naprawdę bywa... Ł powiedział do mnie jeszcze, że gdy przeprowadzę się do Krakowa, będziemy ćwiczyli takie sytuacje, żebym potrafiła zachowywać się asertywnie. A Wy potraficie być asertywne?  

Śniadanie:

tost z żółtym serem z piekarnika

herbata

Obiad:

2 ziemniaki pieczone z ziołami

plus w międzyczasie woda i woda z sokiem bananowym, herbata i sok porzeczkowy

13 Strumień świadomości

Miałam ochotę usunąć ten wczorajszy wpis. Napisany jest bez ładu i składu. Wyszedł mi taki strumień świadomości - pisałam coś w rodzaju monologu wewnętrznego, próbując uporządkować te sprawy (w sobie, w swoim umyśle). 

Jestem zestresowana, zmęczona, na dodatek dzisiaj dostałam okres. Moja nocna nauka spełzła na niczym. Chyba takie konkrety są lepsze niż próba opisania swojego stanu emocjonalno-psychicznego. 

A więc konkrety - źle spałam, boli mnie brzuch, nie mam ochoty na jedzenie, ale pewnie i tak coś zjem, żeby pobudzić swój mózg do bardziej wydajnej pracy. 

Oglądałam wczoraj z Mamą jakiś program, gdzie m.in. pokazywano modelki na wybiegach u francuskiego projektanta. Wszystkie były wysokie, chude i miały w oczach jakąś taką pogardę. Nie dziwię się im; gdybym wyglądała tak jak one, też czułabym się lepsza od innych. 




poniedziałek, 6 września 2021

12 Jedno mnie cieszy


Ten post powstaje na telefonie. Mój laptop wzięła Mama do pracy, bo na Jej komputerze nie działa dźwięk, a ma jakieś spotkanie online. 

Jest 10:14. Zjadłam kanapkę z twarożkiem około 6:20, natomiast teraz 3 małe placuszki z ciasta jak na naleśniki, ale bez cukru. Zjadłam je z twarożkiem przyprawionym solą i pieprzem. Usmażyłam jeszcze 3, ale zjem je później, może na kolację? Jem za dużo. Teraz cieszę się, że przez te dni nie podliczam kalorii, bo bym się załamała. Wczoraj się zważyłam wieczorem. Przytyłam. 42 kg. Jedno mnie cieszy - gdy się pochylę, mój kręgosłup wystaje. Może to dziwny powód do radości. Poza tym kręgosłupem, nic innego w moim ciele mnie nie cieszy. Nic. Nic mi się nie podoba. Co z tego, że trochę urosły mi włosy, jeżeli ciągle słyszę: "liche są, ja bym je obcięła". Mam dzisiaj paskudny nastrój. Zostały mi jeszcze 4 godziny "wolności", może 4 i pół. Próbuję się uczyć. Za tydzień obrona. Jeszcze nie wprowadziłam pracy do systemu, Ł chce na nią zerknąć przed tym. Muszę usiąść do tego, muszę się pouczyć. Nie mam ochoty nawet na masło orzechowe. Chyba znowu chciałabym jeść po 300-500 kcal. Czuć się lekko. W czwartek mam wesele u Kuzyna. Znowu będzie jedzenie, a ja nie będę tańczyć (nikt z mojej bliskiej Rodziny nie będzie, bo brat Mamy nie żyje, notabene ojciec pana młodego), zresztą... I tak nie umiem. Ł nie lubi wesel ani tego typu uroczystości. Żałuję teraz, że Go nie namówiłam. Przynajmniej byłby przy mnie i czułabym się lepiej. Moja Mama Go nie znosi, bo wygarnął Jej kilka razy przez telefon, jaka jest naprawdę (sam ma taką Mamę, ale odciął się prawie zupełnie od Niej). Poznałam Jego Mamę i to kalka mojej. Takie samo zachowanie względem gości (w tym przypadku - mnie), jakie obserwuję u swojej Mamy - sympatyczna, przemiła, nieba by uchyliła. Względem domowników to samo, co u mojej Mamy - wszyscy mają robić to, co Ona chce. Pamiętam jak moja próbowała skłócić mnie z Przyjaciółką M (podaję inicjał, bo to inna Przyjaciółka niż ta, do której piszę Listy) - nie poszła na studia? jak to? Nie powinnaś się z Nią przyjaźnić! Gdy powiedziałam M o tym, była w szoku: "co? Przecież twoja Mama zawsze dla mnie taka miła, zawsze mnie zagadnie, gdy gdzieś mnie spotka...". 

Resztę placuszków zjadła moja Mama. Dzisiaj wróciła wcześniej z pracy. Zdążyłam zjeść rosół z makaronem. Na drugie mają być ziemniaki, grzyby, za którymi nie przepadam i jakieś skrzydełka, które smakują jak te z KFC.

Chciałabym tyle nie jeść, tak ogólnie, nie tylko dzisiaj. Zrobiłam sobie zdjęcia (w ubraniu). Nie podobam się sobie. Ł - jak zwykle - tego nie rozumie i dziwi się, gdy mówię Mu, że nie lubię swoich nóg, że mogłyby być chudsze. Źle się czuję, patrząc na siebie. Gdybym mogła, zrobiłabym jakąś głodówkę, ale nie mogę, jeżdżę samochodem i mogłabym zasłabnąć za kierownicą. Coraz bardziej nienawidzę siebie. Nie umiem się skoncentrować na nauce. Wszystko mnie rozprasza. Muszę dzisiaj ogarnąć przynajmniej tę łatwiejszą część zagadnień. Przepraszam. To nie ma ładu i składu, to moje pisanie. Nie umiem sklecić ładnego zdania, wszystko się rwie jak moje myśli. Widziałam się dzisiaj z moją koleżanką przez chwilę. Schudła. I to bardzo, w krótkim czasie. Wygląda niesamowicie (mam na myśli jej metamorfozę). Widziałam na ulicy bardzo szczupłą dziewczynę, chyba z anoreksją. Ledwo szła. Ale te nogi w legginsach... Przerażająco piękne. Ostatnio widzę dużo szczupłych i chudych ludzi. Pamiętam pewną dziewczynę z uczelni. Musiała być prowadzona przez koleżanki, bo nie miała siły iść. Zawsze miała mnóstwo ubrań na sobie, tylko po twarzy widać było, że choruje na jakieś zaburzenia odżywiania. Kiedyś widziałam jej rękę - zawsze wydawało mi się, że mam szczupłe ręce, ale ona... Miała je ze dwa razy szczuplejsze ode mnie. Kosteczki powleczone skórą. 

Śniadanie:

kromka chleba z masłem i twarożkiem z solą

herbata

II śniadanie:

5 placuszków i twarożek z solą i pieprzem

Obiad:

rosół z makaronem

2 malutkie skrzydełka kurczaka

2 ziemniaki

2 łyżki surówki z kapusty

W międzyczasie: szklanka soku bananowego pół na pół z wodą

Boli mnie po lewej stronie poniżej żołądka. Coś tam w ogóle jest? Tyle żresz, to się nie dziw, że cię coś boli. Kończę poprawiać pracę. Potem oglądam mecz siatkówki, jakoś po 20:00. 


niedziela, 5 września 2021

11 To nie jest normalne

 Dzień dobry, Drogie! Jak mija Wam weekend?

U mnie jest tak sobie, jeżeli chodzi o jedzenie. Zaraz podam tu, co jadłam w sobotę i co zjadłam dzisiaj. Chciałam jeszcze podzielić się kilkoma przemyśleniami. Znowu będzie o mojej Mamie, niestety. Poziom lęku przed Nią jest u mnie tak duży, że aż cała się spinam, gdy słyszę Jej głos. To jest jeszcze lęk wyniesiony z dzieciństwa. Nie umiem się go pozbyć, mimo tak wielu lat, które upłynęły od kilku zdarzeń. O tych sytuacjach nie chcę tu opowiadać, nie o wszystkich. Przytoczę jedną. Mam jakieś 14-15 lat i siedzę w kuchni razem z Mamą. Odrabiam lekcje z Jej pomocą (był pewien przedmiot, którego nie rozumiałam, a na moje nieszczęście był konikiem mojej Mamy). Nie rozumiem czegoś, po raz kolejny podaję błędną odpowiedź, coś mi nie idzie. Mama podnosi na mnie głos, szarpie mnie za włosy i uderza w rękę. Zaczynam płakać. Na to wszystko przychodzi do naszego mieszkania sąsiadka. Momentalnie głos mojej Mamy się zmienia. Nie jest ostry, staje się spokojny, miły, pełen słodyczy. Twarz nie jest już wykrzywiona gniewem. I to wszystko w jednej sekundzie. Dostaję ostrzegawcze spojrzenie w stylu: "masz nie płakać i udawać, że nic się nie stało". Takich sytuacji (lub bardzo podobnych) było wiele. Metamorfoza mojej Mamy jest zadziwiająca, naprawdę. 

W tygodniu (od poniedziałku do piątku) do wczesnego popołudnia mogę robić i jeść to, co chcę. Spędzam czas tak, jak uważam - uczę się, odpoczywam, oglądam filmy, seriale, ucinam sobie drzemkę. Nikt nie stoi nade mną, nikt mnie nie woła. Odpoczywam psychicznie, mimo że ostatnio siedzę nad pracą i nauką. Po południu jest inaczej - rzadko mam okazję, żeby nawet wziąć telefon do ręki, bo jest masa rzeczy do zrobienia. Teraz też tak będzie. W środę spodziewamy się gości, więc podejrzewam, że już we wtorek dostanę dokładną listę rzeczy do zrobienia i przygotowania. 

Wiecie... To bardzo obciążające psychicznie, gdy ktoś bliski ma same wymagania względem Was, a cokolwiek byście nie zrobiły, zawsze może się do czegoś przyczepić. Na zewnątrz, przy obcych osobach, czy przy rodzinie, ta osoba jest wcieleniem dobra. Uśmiecha się do Was przy stole, żartuje... A chwilę po odjeździe gości potrafi wybuchnąć z błahego powodu. 

Miałam niedawno taki moment, że przypomniałam sobie podczas odkurzania jakąś sytuację związaną z moją Mamą. Działo się to ponad dziesięć lat temu, a ja nadal na samo wspomnienie reaguję płaczem, trzęsę się z emocji i trudno mi się uspokoić. To nie jest normalne. 

Zmieniając temat - zaraz napiszę tu bilans z soboty. Ten dzisiejszy, niedzielny,  jeszcze zaktualizuję.

Sobota

Śniadanie:

2 kromki chleba z pastą z tofu wędzonego

herbata

II śniadanie:

1/3 drożdżówki z makiem

1/3 ciastka kakaowego

1/3 zwykłej drożdżówki

kawa z mlekiem

Obiad:

roladka ze szpinakiem

lasagne

2 łyżki sałatki z kalafiorem i jajkiem

Deser:

kawałek ciasta ze śliwkami i kruszonką

herbata


Niedziela

Śniadanie:

jajko z solą

2 łyżki sałatki z kalafiorem i jajkiem

herbata

II śniadanie:

kawałek ciasta ze śliwkami i kruszonką

herbata

Obiad:

rosół z makaronem

lasagne

trochę sałatki z rukolą, sałatą i pomidorkami koktajlowymi

Kolacja:

trochę sałatki z kalafiorem, kukurydzą i słonecznikiem

kromka chleba z masłem

herbata

Dużo tego. Co do lasagne, to zjadłam jej mały kawałek. "Trochę" sałatki oznacza dwie łyżki. Biorę pierwszą (!) tabletkę przeciwbólową od rana (jest 21:08). Pod tym względem jest progres.

Trzymajcie się!






piątek, 3 września 2021

10 Ten dzień się jeszcze nie zakończył

Dzień dobry, Drogie!

Taki szybki wpis - zdążyłam już dzisiaj (a jest 10:00) zadzwonić do dziekanatu i dowiedzieć się wszystkiego, co jest potrzebne do złożenia pracy licencjackiej i napisać podanie do dziekana, które jednak jest konieczne. Zjadłam śniadanie - kanapkę z żółtym serem, a potem łyżeczkę masła orzechowego (kocham je, zabijcie mnie, ale kocham je). Nie wiem, ile to ma w sumie kalorii, nie liczę ich na razie. Wiem tylko, że nadal jestem trochę głodna i - najwyżej będę potem Wam smęcić, że przytyłam - coś zjem. Muszę być w pełni skoncentrowana na tych poprawkach, które dziś zamierzam wprowadzić. Oczywiście, wczoraj nie dałam rady posiedzieć dłużej. Nic mi nie wchodziło. Pouczę się, gdy trochę popiszę. 

Mam dziś dobry humor. Ząb mnie tylko ćmi, ale na razie nie biorę tabletek; to nie jest ból, przez który mam ochotę uderzać głową w ścianę. Dziś ma przyjść marynarka, którą zamówiłam na wesele. Ciekawa jestem, czy w ogóle będzie pasowała mi do sukienki... I czy w nią wejdę (zamówiłam przez Vinted, marynarka ma oznaczenie, że jest mniej-więcej na osoby mierzące 1,58 m wzrostu. Ja mam więcej (1,64m), ale w mojej szafie też zdarzają się ubrania właśnie na 1,58 i wszystko jest ok. Nie ogarniam tych rozmiarówek... Mam, na przykład, bluzę, na której jak byk jest napisane: 158 cm. I co? Rękawy mogłyby być trochę krótsze, a na długość jest ok, mimo że to tylko 158 cm. 

Lecę po herbatkę i zabieram się za pisanie. Podam tu jeszcze po południu/wieczorem, co zjadłam. Bez kalorii. Nimi przejmować się będę po obronie.

Drugie śniadanie:

banan i garść rodzynek

Obiad:

zupa paprykowa z kaszą

ryż z jabłkiem i malinami (pycha!)

Kolacja:

popcorn


Rzadko bywam naprawdę wkurzona. A teraz jestem tak bardzo, że chyba wybuchnę. Mama zaprosiła na jutro koleżankę, wiedząc doskonale o tym, że mam do poprawy jeszcze mnóstwo materiału i mnóstwo nauki. I OCZEKUJE ode mnie, ba! CHCE, żebym pomogła Jej w jakichś bzdurnych, bezsensownych przygotowaniach do tego przyjazdu. Ja bardzo rzadko przeklinam, prawie nigdy, ale tutaj aż chce się napisać dosadne słowo na k. I jeszcze ten tekst - "dzisiaj sobie posiedzisz nad tym dłużej i wprowadzisz te poprawki". Powiedziałam, że tego jest bardzo dużo, że siedzę nad tym od rana i niewiele zrobiłam, bo muszę wyszukiwać jakieś książki, żeby zacytować autorów i to wszystko musi mieć ręce i nogi... ale nie. Po cholerę zapraszała kogoś, wiedząc od DAWNA, że będę się broniła we wrześniu i że na pewno będę musiała popoprawiać masę rzeczy. Dlaczego nie spotka się na jakimś neutralnym gruncie, tylko musi zapraszać kogoś do domu? Wiecie, dlaczego? Bo lubi się narobić i potem zdychać ze zmęczenia, narzekać, że plecy Ją bolą, że nie ma siły i chwalić się, CHWALIĆ przed tym kimś, jak to od którejś godziny przygotowuje żarcie. 

Chcę jak najszybciej stąd się wynieść na studia, do Krakowa. Znaleźć dorywczą pracę i nie musieć oglądać tego domu tak często. 

Przed chwilą przyszła do mnie i zostawiła mi czekoladę. Żebym miała energię. Odniosłam tę czekoladę bez słowa. 



czwartek, 2 września 2021

09 Jest (w miarę) dobrze

 Tak, po tych kilku dniach stwierdzam, że jest w miarę dobrze. I jeżeli mowa o niejedzeniu czekolady, i jeśli chodzi o moją obronę. Pracę poprawiłam, wysłałam promotorowi, który miał się z nią zapoznać i dzisiaj ma mi powiedzieć, co i jak. Liczę na to, że nie będzie za bardzo się czepiał, bo w pisanie tej pracy włożyłam masę czasu, wysiłku, a nawet łez. Przyznam Wam się, że trochę (głównie w kwestiach analizy danych z ankiety i analizy różnych wykresów) pomagał mi Ł, Ł też starał się, żeby ta praca miała "ręce i nogi". Sama nie byłabym w stanie doprowadzić jej do obecnego stanu. Nie umiem pisać naukowych prac, no nie umiem. Wszystko inne? Proszę bardzo! Nigdy nie miałam problemu z pisaniem na studiach, a przedmiotów, w których pisanie odgrywało znaczącą rolę, miałam naprawdę sporo. 

Do promotora mam zadzwonić o 10:00. Stresuję się (a co, jeśli będzie kazał mi coś jeszcze poprawić?). Obronę mam wstępnie zaplanowaną na 10 września. Muszę podgonić z nauką pytań. Połowę umiem nieźle, ale reszta... Szkoda gadać. Nigdy nie potrafiłam zawalać nocek, a teraz czuję, że bardzo by mi się to przydało. 

Z innych kwestii - nadal nie liczę kalorii, jem tyle, żeby wstać od stołu troszkę głodna. Nie ćwiczę, nie mam na to czasu. Ledwo wyrabiam się z domowymi obowiązkami i powtórkami. Kilka dni temu moja Mama powiedziała mi, że martwi się moim wyglądem. Niedługo mam wesele w rodzinie i przymierzałam przy Mamie sukienkę. Cóż... Wmawiam Jej, że wszystko jest w porządku, ale... Sama nie jestem do tego przekonana. Poza tym, boli mnie ząb. Biorę leki przeciwbólowe, żebym mogła jakoś funkcjonować. Ten ząb jest do leczenia kanałowego, ale moja dentystka nie podejmie się tego... Wspaniale... Muszę szukać kogoś, kto byłby w stanie uporać się z tymi moimi zębami. To też jest przyczyna tego, że czasami nie mam ochoty na jedzenie. 

W ogóle - kupiłam wegańskie tofu do smarowania, żeby je wypróbować, tak po prostu. Pachnie jak pasztet :D i smakuje... dziwnie. Czy da się jakoś zmienić jego smak na lepszy? Nie lubię wyrzucać jedzenia i chciałabym je jakoś zużyć.

Wybaczcie, że nie komentuję Waszych wpisów. Czytam Was, zaglądam do Was i cieszę się Waszymi sukcesami. Wrócę tu jeszcze. W pełni - po obronie. 

Pan promotor przełożył rozmowę na 15:00. Dosłownie powiedział: "porozmawiamy sobie". Moja panikująca natura już zdążyła wyświetlić w mojej głowie milion czarnych scenariuszy. Oby żaden z  nich się nie urzeczywistnił...

Byłam dzisiaj w Lidlu po... Apap. Nie chciało mi się już chodzić do apteki. Mijałam te półki z czekoladami, cukierkami, batonikami i... Nic. Nie miałam miliona wyobrażeń siebie jedzącej słodycze. Przeszłam obojętnie, nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem najmniejszej pralinki. Tak, to może Wam wydawać się śmieszne, ale ja jestem z siebie dumna. Jeszcze nie tak dawno napakowałabym do koszyka dziesiątki słodkości. Teraz większą uwagą zaszczycam stoisko z przyprawami, chociażby. Uważam to za mój mały sukces. Mam jednak słabość do masła orzechowego. Od kilku dni zjadam łyżeczkę dziennie. 

Powoli zbliża się 15:00. Idę po herbatę. Może ta rozmowa nie będzie tak straszna jak się wydaje...I nie była! Jak już napisałam w komentarzu do Merr - promotor ma uwagi, ale nie muszę się do wszystkich stosować. Najprawdopodobniej obronę będę miała 13 września (a 15 upływa termin rejestracji na uczelnię, na którą chcę pójść, na magisterkę). Jakoś to ogarnę. Grunt, że mam więcej dni na naukę. 

Z mniej "radosnych" wieści - Mama kazała mi się przy Niej zważyć. W ubraniu, na szczęście. Wagę utrzymuję, mimo mojego nowego nałogu - masła orzechowego :D Dziękuję, Merr, za komentarz. W ogóle - dziękuję Wam, że czytacie. To miłe, naprawdę. 

Idę pisać podanie do dziekana o umożliwienie obrony. (Okazało się, że to nie jest konieczne, a mój promotor coś pokręcił...) Pracę wgram do systemu jeszcze w tym tygodniu. Niektóre uwagi uwzględnię, inne nie. W ogóle... Promotor gadał mi przez godzinę! Myślałam, że oszaleję. Jem teraz zimny już "tost" z serem żółtym (kawałek chleba z serem przypieczony w piekarniku). Obiadu jeszcze nie jadłam. Kolacji nie zjem. Na śniadanie zjadłam małą kanapkę z wędzonym tofu do smarowania. Tak jak pisałam wyżej - zacznę ćwiczyć i liczyć kalorie po obronie. 

Trzymajcie się! Poodpowiadam na zaległe komentarze nieco później. 

Edit jedzeniowy: zjadłam na obiadokolację zupę paprykową z kaszą. 

Zaczynam robić się senna, a chciałam jeszcze się pouczyć. Muszę zaparzyć mocną herbatę (kawy w domu nie piję, wolę taką z kawiarni, choć gdy mam do wyboru herbatę i kawę, będę zawsze team herbata). Jutro rano wprowadzę poprawki do mojej pracy. Teraz, wieczorem, siedziałam nad spisem tabel i wykresów. Jutro natomiast spróbuję popoprawiać większość tego, co uznam za konieczne. Dobra, nie zanudzam Was. Brakowało mi takiego pisania (List do Przyjaciółki się nie liczy, mimo że miał prawie 6 stron A4). Tutaj feedback jest prawie natychmiastowy.