Zdaję sobie sprawę, że tytuł niekoniecznie zachęca do dalszej lektury tego wpisu. Ten blog nie jest już blogiem pro-ana. Jestem w trakcie zmiany swojego myślenia o jedzeniu. Już nie: "co mnie żywi, niszczy mnie", ale: "co mnie żywi, pomaga mi". Wspominałam kilka postów temu, że nie liczę kalorii, nie ważę się, a miarkę odłożyłam w najciemniejszy kąt szuflady.
Co zjadłam dzisiaj?
Śniadanie:
kromka chleba z masłem i twarożkiem
herbata
II śniadanie:
2 łyżeczki masła orzechowego
kromka chleba z masłem i masłem orzechowym (tak, dziwne połączenie, ale dla mnie jedyne właściwie)
pół figi
Obiad:
miseczka zupy warzywnej
5 ruskich pierogów
Kolacja:
garść malin
kromka chleba z masłem i plasterkiem żółtego sera
Dzisiejszy dzień był ważny pod względem mojej dalszej edukacji. Dzisiaj złożyłam resztę dokumentów na dziennikarstwo do Krakowa i dostałam się. Jutro będą wyniki dotyczące kierunku, na którym bardziej mi zależy niż na dziennikarstwie. Na razie nie chcę nic mówić, żeby nie zapeszyć, ale liczę, że będzie dobrze.
Wczoraj byłam u fotografa, bo potrzebowałam zdjęcia do dokumentów. Nie wiem, co on zrobił z moją twarzą, ale wyglądam jakbym miesiąc spędziła w jakimś ciepłym kraju. Przyjaciółka, która zajmuje się fotografią, powiedziała, że to wina lampy i że fotograf później nie usunął jej efektów w programie. Trudno mi się odnieść, bo nie widziałam, co dokładnie robi ten fotograf. Dostałam gotowe już zdjęcia, ale ponieważ spieszyłam się, odpuściłam jakąkolwiek wymianę zdań z tym Panem.
Chciałabym wrócić jeszcze do tematu studiów - wczoraj przeprowadziłam ważną rozmowę z moim Tatą. Tata nie lubi/nie akceptuje Ł i był lekko podenerwowany faktem, że zamierzam studiować w Krakowie. Liczył na Poznań, szczerze przyznał się do tego. Odparłam Mu spokojnie, ale stanowczo, że w Krakowie jest interesujący mnie kierunek i, owszem, bliskość Ł też miała znaczenie przy wyborze miejsca magisterki. Chyba pierwszy raz w życiu tak mocno wyraziłam swoje zdanie.
W niedzielę najprawdopodobniej pojadę do Krakowa i zostanę tam do poniedziałku włącznie, może do wtorku. W środę mam wizytę u psychiatry. Na razie się jej nie obawiam, mniej-więcej wiem, o czym chcę porozmawiać.
I najważniejsza kwestia - dziękuję Wam. Nie spodziewałam się takiej pozytywnej reakcji. Byłam raczej przygotowana na ostracyzm, a tu... Dziękuję. To ważne dla mnie.
Brawo za siłę - dobrze, że stanęłaś na swoim i otwarcie wyraziłaś własne zdanie w tak ważnej kwestii!
OdpowiedzUsuńA z tym mam duży problem -nawet wobec najbliższych mi osób jak Tata czy Mama :) Takie małe kroczki podbudowują moją pewność siebie, a tej mi teraz potrzeba jak jeszcze nigdy
Usuń