Mam już dosyć. Wszystkiego i wszystkich - nauki, rodziny, nawet Ł. Płakałam dzisiaj już kilka razy i nic nie zapowiada, że to koniec. Wieczorem wejdę na wagę i się zmierzę (oficjalnie. Nieoficjalnie już się zważyłam). Brak ćwiczeń i ruchu, wesele i poprawiny, dużo siedzenia przed komputerem - oto główni winowajcy tego, jak wyglądam i się czuję.
Rozważam poważnie dzisiejszą wieczorną i nocną naukę. Dzisiaj przejrzałam tylko to, czego nie umiem i ze strachu odłożyłam na bok. Jeżeli chcę zdać (a chcę), muszę poświęcić kilka nocnych godzin. I kropka. Chyba będę tu pisała nocą co pół godziny, żeby się jeszcze bardziej zmotywować i nie iść spać. Inaczej znowu zasnę po myciu i znowu rano będę robiła sobie wyrzuty, że się nie pouczyłam. Już wiem, że nauka w łóżku w moim przypadku nie ma sensu - po prostu zasypiam podczas czytania. Plan na dziś jest taki: jeszcze trochę posiedzę nad pytaniem dla Promotora, bo chcę, żeby miało ono "ręce i nogi", zbiorę pościel, która się wietrzy, wykąpię się szybko (trudno, dziś nie będzie dwugodzinnego leżenia w wannie) i uczę się. A, po myciu się zważę i dodam to tutaj plus dzisiejszy bilans.
Dam radę i ogarnę te cholerne pytania! (Czy ja Wam mówiłam, że obronę mam we wtorek?). Niby jeszcze dwa dni, ale chciałabym poświęcić je na powtórki, nie na naukę.
(Dzisiaj mija mój 19 dzień bez czekolady!)
Bilans:
Śniadanie:
kromka chleba z masłem i... pasztetem (nic innego nie było, Rodzice dopiero zrobili zakupy przed południem)
herbata
II śniadanie:
serek homogenizowany waniliowy (ma w ogóle całkiem ok liczbę kalorii, jest on z Piątnicy, ale nie wiem, gdzie kupiony)
kilkanaście winogron
mały kawałek sernika z brzoskwiniami
herbata
Obiad:
zupa buraczkowa z łyżką śmietany 12%
5 małych knedli ze śliwkami
Kolacja:
kromka chleba z masłem i twarożkiem z solą
kabanos
herbata (którą właśnie piję)
W moim idealnym świecie nie zjadłabym sernika, pasztetu i kolacji. Niedługo się okaże, jak wiele brakuje mi do pierwszego celu - 41 kg. Idę się myć, zważyć i zmierzyć. Trzymajcie kciuki!
A więc... 41,8 kg. Spodziewałam się 42, mogę powiedzieć tak z ręką na sercu. Zmierzę się jutro, dzisiaj nie mogę znaleźć miary, nie wiem, gdzie ostatnio ją położyłam.
Oglądałam mecz siatkówki. Polska vs Finlandia. Ładne 3 sety, dużo asów i bloków po naszej stronie. Następny mecz Polacy grają z Rosją we wtorek. Nie wiem, czy którakolwiek z Was lubi siatkówkę...? Ja lubię oglądać. Z racji niedużego wzrostu i małej siły (zgadnijcie, komu piłka nie chciała przejść przez siatkę...) niezbyt chętnie byłam wybierana do gry przez koleżanki w szkole :D Dlatego też zawsze wolałam przyglądać się innym.
Biorę się za naukę. Jest 22:27. Pierwszą przerwę zrobię o 23:00.
Rany 2 godziny w wannie?! To mnie zabiłaś haha A myślałam, że to ja się pluskam jak delfin gdy siedzę 20 minut.
OdpowiedzUsuńPowodzenia z tą nocną nauką. Pomyśl sobie, że już niewiele Ci zostało, warto się teraz postarać.
Trochę później zaczęłam się uczyć niż planowałam, ale na razie daję radę (jakoś). Przyświeca mi taką myśl - kurczę, tyle zrobiłam, tyle zdałam różnych ciężkich egzaminów, więc i ten zdam! Dziękuję Tobie za motywację (i tę słowną, i tę wagową. Czytałam Twój wpis i nadal zbieram szczękę z podłogi!)
UsuńNawet nie wiesz jak dobrze mi to słyszeć :)
Usuńnie rozumiem czemu ważysz się wieczorem a nie rano ;> ja też nigdy nie potrafiłam porządnie zaserwować piłki... wzrost niby całkiem średni, ale siły totalnie brak XD
OdpowiedzUsuńTo lepiej ważyć się rano? Chodzi mi o to, czy ta poranna waga będzie odzwierciedlać to, ile ja naprawdę ważę? Bo jednak jest się po nocy, gdy się nie jadło (zazwyczaj) i czy ta waga nie przekłamuje jakoś? Trudno mi się dzisiaj wysłowić, ale mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi :D
Usuńno właśnie o to chodzi wg mnie, że wtedy ten pomiar jest najbardziej rzetelny, bo załóżmy że ważysz rano 41 kg i powiedzmy, że tak od kilku dni a wieczorem możesz raz ważycz 42, raz 41,5 możesz nawet ważyć 42,5 w zależności kiedy ostatnio jadłaś czy piłaś, a rano ten pomiar jest taki "wolny" hahah
Usuń