wtorek, 23 listopada 2021

38 Po wizycie u psychologa

Dobry wieczór!
Wczoraj miałam wizytę u pani psycholog w SOWIE - Studenckim Ośrodku Wsparcia i Adaptacji, który działa "przy" mojej uczelni. Ogarnęłam wcześniej tramwaje (w zasadzie - jeden tramwaj) i pojechałam... Co mogę powiedzieć po tym spotkaniu? 
1. Moje zaburzenia odżywiania nie mają jednej przyczyny
2. Te przyczyny, które są pewnym "zapalnikiem" dla aktywowania się mechanizmów niejedzeniowych (w moim przypadku), są bardziej złożone niż tylko zła relacja z Mamą
3. Brak mi dystansu wobec Mamy - często Ją usprawiedliwiam i za bardzo przejmuję się Jej emocjami, spychając i spłycając przy tym własne

Pani psycholog poleciła mi kilka miejsc, gdzie mogę się umówić na psychoterapię i poza tym zaproponowała mi jeszcze jedno spotkanie - w grudniu. Ogólnie była pozytywnie zaskoczona moim podejściem - tym, że chcę próbować wyzdrowieć i tym, że zauważam problem, mimo że czasami (gdy przeżywam negatywne emocje, gdy coś nie idzie po mojej myśli, gdy spotykają mnie trudne wydarzenia czy gdy doświadczam przewlekłego stresu) zdaję się nie dostrzegać powagi problemu, a wręcz jeszcze bardziej wchodzić w zaburzenia - restrykcyjnie kontrolować co jem, kiedy jem i jak jem. 

Dzisiaj miałam bardzo spokojny dzień - odwołali mi zajęcia na uczelni, dlatego wyspałam się, zjadłam leniwe śniadanie, pojechałam do biblioteki po książkę, wypiłam spokojnie kawę, przygotowałam obiad dla Ł (oraz dla siebie) i zaczęłam ogarniać uczelniane rzeczy. Jutro będę miała strasznie zabiegany dzień, dlatego bardzo doceniam ten, kończący się już, który pozwolił mi naładować baterie.

Idę chillować przy jazzie i kończyć książkę (lekturę na jutrzejsze zajęcia).


piątek, 19 listopada 2021

37 Sprawy i sprawki

Dopiero kilka dni minęło od mojego poprzedniego wpisu, a już mam o czym opowiadać. Dwa dni temu odkryłyśmy z koleżanką kawiarnię, w której miło spędziłyśmy czas. Co prawda jest niewielka, ale na swój sposób przytulna. Mamy już taką naszą małą tradycję, że w środy chodzimy wspólnie na kawę. Przyznam, że nie jestem jeszcze do tego przyzwyczajona - w Poznaniu żadna z moich koleżanek nie przepadała za kawą i gdy już się gdzieś spotykałyśmy, to na jedzeniu typu naleśniki czy desery. Na przykładzie moich wcześniejszych zachowań (?) widzę, że bardzo nasiliło się u mnie myślenie - "nie pójdę tam, bo będą inni ludzie, którzy będą patrzyli jak jem". Trudno to wyrugować z umysłu. Z kawą czy innymi napojami jakoś sobie radzę w tym aspekcie - oczywiście, gdybym poszła zupełnie sama do kawiarni, na pewno (?) by się pojawiło... Nie, nie mogę zakładać z góry czegoś, co do czego nie jestem stuprocentowo przekonana. 

Wczoraj miałam mieć wykład, ale prowadząca odwołała go (tego samego dnia, dwie godziny przed). Nareszcie dotarł do mnie długo wyczekiwany List od Przyjaciółki i kurier z sukienką (moim prezentem dla samej siebie na Gwiazdkę; kuriera nie spodziewałam się tak szybko). Byłam na ryneczku warzywnym, gdzie kupiłam warzywa do tostów (i do pochrupania), a wracając, odebrałam spodnie z paczkomatu (pasują bez paska!). Co do sukienki - gdy ją rozpakowałam, pomyślałam: "jak dla dorastającej dziewczynki! Przecież ja w nią nie wejdę! Jaki w ogóle rozmiar kupiłam!". Cóż... Jest dobra. Ma nawet trochę luzu w okolicach pasa (ale ma pasek, więc sobie z tym poradzę). 

Później przeglądałam oferty pracy zdalnej, obejrzałam dwa odcinki "Monka" i zadzwoniłam w sprawie dyplomu do Poznania. To jest hit. "We wrześniu się Pani broniła? Zaraz sprawdzę... Nie, ale proszę dzwonić... Nie wiem, kiedy wydadzą, przez Covida wszystko się opóźnia...". W przyszłym tygodniu znowu tam zadzwonię... 

W zeszłym tygodniu mieliśmy spotkać się (ja i Ł) z naszą wspólną koleżanką (Ł zna ją dłużej niż ja), ale nie udało się. Napisałam do niej wczoraj i siedzę jak na szpilkach (na ten weekend muszę wrócić do domu i zabrać parę rzeczy na przyjazd mojej Kuzynki), kiedy mi odpisze i co... Będzie bardzo niefajnie, gdy odezwie się w momencie, kiedy ja będę już w pociągu i jeżeli napisze mi, że w ten weekend mogłaby się spotkać. Oczywiście, mogę wrócić wcześniej do Krakowa (w niedzielę około południa), więc... Czym ja się martwię? 

W poniedziałek idę na spotkanie z psychologiem. Myślę, że powinnam zważyć się w domu (podejrzewam, że zostanę zapytana o wagę, skoro zgłaszam się z powodu zaburzeń odżywiania). Jestem nastawiona pozytywnie. 

Idę teraz się umyć i ubrać (tak, leżę w łóżku!), coś zjeść i spróbuję nie spóźnić się na zajęcia o 11:30.

Miejcie dobry dzień!


wtorek, 16 listopada 2021

36 Dzień w rytmie slow

Wczoraj wróciłam do Krakowa i od razu z pociągu musiałam iść na zajęcia. Musiałam wstać już o 5 rano, ale w ogóle nie mogłam zasnąć - spałam może 1,5 godziny. Potem szybkie śniadanie w domu i podróż autem z Tatą do Łodzi, gdzie wsiadłam do pociągu (zazwyczaj jeżdżę z mojego miasteczka, ale w poniedziałki rano nie ma pociągów do Krakowa...) i tam, po uprzejmej wymianie zdań z dziewczyną, która miała taki sam numer miejsca jak ja na bilecie, okazało się, że kupiłam bilet na wcześniejszy dzień. Konduktor był bardzo miły i nie musiałam niczego dopłacać (nowy bilet musiałam kupić); powiedział mi jeszcze jak złożyć reklamację (?) na stronie Intercity, żeby odzyskać pieniądze za niewykorzystany bilet. Dzisiaj muszę to zrobić plus złożę zażalenie (jakieś 2 tygodnie temu kupiłam bilet na 1 klasę, ale cały skład był złożony z wagonów drugoklasowych; jak dla mnie różnica jest spora, bo w drugiej klasie mam zniżkę studencką).
 
Dzisiaj po zajęciach pospacerowałam po rynku, zjadłam makaron z sosem i szarpnęłam się na czekoladę z Wedla na wynos (18 zł za niezbyt duży kubek). Porobiłam kilka zdjęć (telefonem) i wrzucę tu zaraz jakieś - lubię fotografować, choć to nic specjalnego; robię to hobbystycznie. Muszę zadzwonić (ale nie dzisiaj, spróbuję w czwartek) na mój dawny wydział i dowiedzieć się, co z moim dyplomem (od obrony licencjatu minęły już dwa miesiące) i kiedy ewentualnie będę mogła po niego pojechać. Te eskapadę połączę ze spotkaniem z moim promotorem, któremu podaruję coś typu kawa i słodycze. 

W ogóle czekam na list od Przyjaciółki - codziennie sprawdzam skrzynkę i wkurzam się na pocztę - list został wysłany w zeszły czwartek... 

Dzisiaj nie zdążyłam zjeść śniadania, tak więc mój "bilans" prezentuje się następująco:
-makaron penne ze szpinakiem i z sosem śmietanowo-czosnkowym
- mała czekolada do picia z Wedla

Na obiado-kolację zjem pewnie jakiś ryż z warzywami. Zupę ugotuję jutro, dzisiaj nie mam siły... Chcę zrobić sobie mały prezent gwiazdkowy i kupić sukienkę. Dzisiaj specjalnie też szłam do wpłatomatu, bo miałam gotówkę (stricte na to przeznaczoną przy sobie). Tata przelał mi trochę kasy, ale głównie ze względu na przyjazd mojej Kuzynki w przyszłym tygodniu na weekend (w zasadzie - to będzie jeden dzień tylko, ale nie wyobrażam sobie, by bliska mi osoba miała płacić za bilety tramwajowe, czy tego typu rzeczy; miałabym na to pieniądze, ale Tata się uparł...) Co do sukienki - to będzie sukienka "codzienna", choć z nutką retro. Uznałam, że tak najlepiej się czuję - w koszulach zakładanych pod sweter, w sukienkach (także za kolano) czy berecie noszonym do płaszcza. Chyba odnalazłam odwagę, by wyrażać siebie poprzez strój.
A to zdjęcie, które dzisiaj zrobiłam. Zdaję sobie sprawę, że nie jest idealne (ten znak... I ucięty zamek...) 

No i przepyszna czekolada z Wedla!

Zjadłam 4 tosty - 2 z żółtym serem i 2 z pastą warzywną i serem (Ł kupił opiekacz, więc miał on dziś swój debiut). Zamówiłam też dzisiaj na Vinted spodnie - materiałowe, brązowe w kratkę. Bardzo jestem ciekawa, czy będą na mnie dobre (rozmiar 32). Ostatnio Mama kupiła mi dżinsy, do których nie będę musiała zakładać paska - na wiek 12-13 lat... 

Leżę na łóżku i czytam książkę na jutrzejsze zajęcia. Rozmawiałam z Mamą przez telefon (i wczoraj w nocy, gdy byłam jeszcze w domu i nie mogłam zasnąć) - jest lepiej. Nie wiem, jak długo potrwa ten stan, ale na razie cieszę się, że jest dobrze - to nie jest już tylko monolog Mamy, lecz normalny dialog. 

Jutrzejszy dzień będzie długi - mam zajęcia od 9:45 z okienkiem od 11:15 do 13:15 i kolejnymi zajęciami do 18:15. Umówiłam się na kawę w czasie okienka z koleżanką, więc przynajmniej na chwilę się zrelaksuję. 


niedziela, 14 listopada 2021

35 Góra lodowa

Uwielbiam takie podejście: "to wszystko to pewnie przez to, że nie chce Ci się przygotowywać jedzenia" albo "jesz nieregularnie i odzwyczajasz się od jedzenia, więc jest Tobie łatwiej nie jeść". Dlaczego problem upatrywany jest tylko w jedzeniu? On przecież leży głębiej, ja to wiem. Jedzenie to tylko wierzchołek góry lodowej nazywanej: zaburzenia odżywiania. Muszę dostać się pod powierzchnię i zobaczyć, co stanowi podstawę tej góry - w przeciwnym razie mogę próbować roztopić szczyt, ale nie poradzę sobie z tą większą częścią, która ukryta jest gdzieś w środku (mnie). 

sobota, 13 listopada 2021

34 Dużo się dzieje

Od czasu publikacji ostatniej notki sporo się działo - byłam wreszcie w kinie z Ł na "Diunie" (nie czytałam książki, na której jest ona oparta, więc przez połowę filmu nie ogarniałam, o co chodzi, ale potem było już lepiej), spotkałam się z koleżanką, która choruje na anoreksję i sobie porozmawiałyśmy trochę... Napisałam do SOWY (Studenckiego Ośrodka Wsparcia i Adaptacji) i umówiłam się na wizytę do psychologa (liczę, że podpowie mi, czy powinnam iść na terapię, czy co w ogóle robić)... Do Krakowa wracam w poniedziałek rano. Nie załatwiłam wcześniej biletów i musiałabym stąd wyjechać już o 9:00, a nie chcę marnować niedzieli w pociągu... Pewnie zostawię walizkę na dworcu (widziałam specjalne miejsce, gdzie można to zrobić) i pojadę prosto na uczelnię. Ł jest na mnie trochę zły (tak, moi Rodzice wpłynęli na moją decyzję o tym poniedziałkowym wyjeździe - nie chciałam znowu się kłócić, wiem, słaby argument...), ale mam nadzieję, że będzie dobrze. Mama mnie denerwuje. Dzisiaj wyzwała mnie od "niemot", bo nie mogła znaleźć jakichś nożyków do maszynki do mięsa, a ponoć ja 2 tygodnie temu wynosiłam te nożyki do piwnicy. W piwnicy oczywiście tych nożyków nie było, w żadnej szufladzie w kuchni także, przepadły gdzieś. 
Ważę 41,5 kg bez ubrania, ważyłam się wczoraj. Czuję się dobrze, zjadłam parę ciastek, które kupiłam na podróż z Krakowa do domu i które zostały... i pewnie zjem je wszystkie. Mam na nie ochotę.
Boli mnie głowa, napiję się czegoś zaraz. Za 2 tygodnie przyjeżdża do Krakowa moja Kuzynka i mam zamiar opowiedzieć Jej o swoim zaburzeniu... Ona domyśla się czegoś; ostatnio byłam u Niej i Jej Mamy, i za bardzo nie chciałam jeść (jadłam wcześniej pierogi ruskie i po prostu nie miałam siły i ochoty na nic)... Widziałam, że przygląda mi się przy stole, ale przez wzgląd na mojego Tatę, nic nie powiedziała. Sama zresztą napisała do mnie kilka dni temu: "widzę, że coś się dzieje". 

sobota, 6 listopada 2021

33 Nie wiem, czego chcę

Miałam dzisiaj wybrać się do kina z Ł, ale dopadło Go "coś" (przeziębienie? Grypa? Covid?) i leży w łóżku. Ja nadrabiam seriale (Skazaną i Monka). W przyszłym tygodniu na pewno spotkam się z pewną dziewczyną (przyjaciółką mojej Przyjaciółki), która też choruje na anoreksję, ale jest w procesie zdrowienia. Do tej pory rozmawiałyśmy tylko na Messengerze. 

Co u mnie poza tym, że czas dzielę między uczelnię/mieszkanie/dom? Przeglądam oferty pracy, staram się jeść normalnie i korzystać z życia, poznając Kraków i pozwalając sobie na małe przyjemności jak rozgrzewająca herbata kupiona w klimatycznym sklepiku i wypijana codziennie wieczorem czy kubek latte pomiędzy zajęciami. Odwiedzam antykwariaty, księgarnie, spaceruję po Plantach. 

Codziennie dzwonię do domu i wysłuchuję narzekań mojej Mamy na pracę i życie. Nie pyta, co u mnie i co jadłam. Z jednej strony czuję ulgę, bo nie muszę się nikomu spowiadać, a z drugiej... Mogłabym zagłodzić się na śmierć i Ją to by nie obeszło... Wagi nadal nie mamy, ale czuję, że przytyłam, mimo że nie jem jakoś dużo (ostatnio był to bigos bez mięsa i frytki na obiad). 

Sama nie wiem, czego chcę - czy chcę być zdrowa i przytyć, ale być nieszczęśliwa (?), czy chcę być chuda i szczęśliwa, ale... Prawdopodobnie z wyniszczonym organizmem. 

Zjadłam dzisiaj bigos bez mięsa na obiad, a teraz dwie kanapki z nutellą na kolację. Śniadania nie jadłam, bo bolał mnie brzuch (dostałam okres, a u mnie zawsze pierwszy dzień jest tragiczny). 

Nie wiem, czego chcę i co powinnam zrobić, żeby wreszcie siebie zaakceptować. Dzisiaj, myjąc się rano, patrzyłam w lustrze, czy wystaje mi kręgosłup. Nie wystaje tak bardzo jak dawniej i stąd wywnioskowałam, że przytyłam. Zasmuciło mnie to. Nazywam swoje emocje i patrzę na nie z perspektywy czasu - to pomaga uczyć się moich reakcji na (i w) określonych sytuacjach. Przed chwilą zjadłam kanapki z nutellą i zaczynam się zastanawiać, czy to nie za dużo. Dzisiaj mało chodziłam (tylko do sklepu), a zjadłam sporo (?). 

Edit: przez przypadek Ł rozbił termometr rtęciowy, więc przełączyłam się na tryb zadaniowy. Wietrzymy teraz pokój, a ja mam nadzieję, że wszystkie kuleczki rtęci udało nam się wyzbierać...