piątek, 9 grudnia 2022

54 Grudzień

Cześć, Dziewczyny.

Stwierdziłam, że po tak długiej przerwie od pisania warto chociaż się przywitać. Powoli nadrabiam Wasze blogi i jestem zaskoczona tym, ile się u Was działo, no ale - życie. 

Jestem w tym momencie w domu, wróciłam z Krakowa wczoraj i już dzisiaj mam spięcie z Mamą o to, że nie wstałam tak wcześnie, jak Ona by sobie tego życzyła (miałam zawieźć Siostrę na zajęcia). Wstałam dosłownie 10 minut po Niej. 10 minut, a Ona nie mogła zostawić mojej Siostry na chwilę, zwłaszcza, że w domu był jeszcze Tata? Uznałam, że nie ma sensu wstawać wcześniej niż o 6:40, że do 7:30 na spokojnie wszystko ogarnę (w tym auto, które trzeba teraz codziennie czyścić z osiadającego na nim lodu). Wstałam za późno i trzeba mnie za to ukarać. Typowe dla mojej Mamy-Narcystki, która uwielbia, gdy wszystko jest po Jej myśli - to jak zachowują się domownicy, kto co robi w danym momencie... 

Siedzę i piję kawę. Czytałam trochę do mojej magisterki, zjadłam śniadanie i będę przygotowywała zaraz jakieś warzywa na obiad (podobno mamy razem coś ugotować - ja i Mama - taka była wczoraj narracja), a około 15:00 pojadę po Siostrę i przy okazji wstąpię do szpitala odebrać wyniki badań mojego Taty. 

Na uczelni jest znośnie - mam mały poślizg z jednym esejem, ale Ł ma mi go jeszcze dzisiaj sprawdzić pod kątem stylistyki. Ostatnio pojawiłam się pierwszy raz od początku semestru na seminarium, którego godziny kolidują mi z innymi obowiązkowymi zajęciami. Mój promotor jest bardzo wyrozumiały, ale i tak będę musiała przeprowadzić jakieś zajęcia w grupie (każda osoba wybiera temat dotyczący jej magisterki i opowiada o nim w trakcie zajęć, a potem dyskutujemy o pojawiających się wątkach). Muszę obejrzeć też spektakl, bo chodzę na zajęcia związane z teatrem, które wybrałam z ciekawości. Po tym przedmiocie wiem jedno - nie rozumiem i nie lubię współczesnego teatru.

W grudniu miałam imprezę urodzinową koleżanki ze studiów, na której była też moja Przyjaciółka. Mam się z Nią wkrótce spotkać na kawie, we wtorek. Nie mieszka w Krakowie, więc dla Niej, niezmotoryzowanej, to zawsze jakieś utrudnienie. Poza tym moja relacja z Ł jest stabilna, z jedzeniem - także. Dwa miesiące temu ważyłam 43 kg przy wzroście 164 cm. Jak jest teraz? Nie wiem, bo skupiam się na tym, by jeść regularnie i róznorodnie, ale zbyt wiele nie przytyłam, zresztą... Po cichu liczę, że nie przytyję. Mogłoby zostać tak jak jest.

Rozsyłam CV bez większego rezultatu. Mieli się do mnie odezwać z Empiku w grudniu, ale nadal czekam na telefon. 

Wczoraj odinstalowałam Bloggera z telefonu, a dzisiaj stwierdziłam, że muszę zajrzeć do blogosfery i sprawdzić, co się tu dzieje... I tak powstał ten dość chaotyczny post. 

Postaram się odzywać częściej.

wtorek, 6 września 2022

53 Wyjaśnienia

Nie było mnie tu miesiąc? Może dłużej. Boję się tu powrócić i pisać regularnie - boję się, że znowu to wszystko się zacznie. Jednocześnie lubię Was, mimo że się nie znamy osobiście. Przykro byłoby mi nie wiedzieć, co u Was słychać. Tak, czytam Wasze blogi, ale nabieram do wszystkiego dystansu. 

Chciałabym nie mieć z tym światem nic wspólnego. Nigdy. Spadające kilogramy nie dały mi szczęścia. Boję się ważyć, unikam luster. Jem. Jem tyle, ile chcę, co nie oznacza, że się obżeram. Nie mam napadów. Czasami zmuszam się do jedzenia, ale coraz częściej to organizm przypomina mi o posiłku. Nie ćwiczę już. Wiem, że wrócę do ćwiczeń, ale pod kontrolą Ł, gdy pojadę po wakacjach do Krakowa. Samej trudno mi utrzymać te zdrowe proporcje między jedzeniem, normalnym funkcjonowaniem i ćwiczeniami. Nie chcę znowu w to wchodzić.

Pogubiłam się.

Tak naprawdę mój ideał nie istnieje. Ja nie widzę, że już wystarczy, że trzeba jeść więcej, że się wyniszczam. Ciągle jest mnie za dużo. I skłamałabym, gdybym powiedziała Wam, że czuję się super i że nie myślę w ogóle o tym, żeby schudnąć. Zgubyć kilogram, dwa, zobaczyć trójkę z przodu. Ale co to mi da? Co to mi da poza wyglądem kościotrupa? Czy ja to ciało komukolwiek pokażę? Nie. Będę się wstydziła wystających kości (a przecież do tego dążyłam), nie pozwolę się dotknąć Ł, nie założę sukienki bez rękawów, żeby nikt nie widział, że moje ramię stało się chudsze niż przedramię. Nie wyjdę z przyjaciółmi na pizzę, bo kalorie, bo jedzenie, bo tłuszcz. Nie pójdę na zajęcia, nie będę miała siły się uczyć. 

Nie chcę tego.

A ja znam siebie i wiem, że jeżeli przekroczę pewną granicę, to już nie będzie odwrotu. Podążę na oślep, nie oglądając się na nikogo i na nic.

Boję się tego.

Chciałam Wam powiedzieć szczerze, dlaczego mnie tu nie ma. Nie chciałabym znowu pisać o kaloriach i kilogramach, bo to oznaczałoby, że przegrałam. A ja walczę. Codziennie. Każdego dnia. Toczę bój o jeszcze jedną łyżkę zupy, o jeszcze jedno ciastko, o dodatkową porcję masła orzechowego. 

Myślę o terapii. Może nawet o szpitalu w przyszłym roku po obronie. 

poniedziałek, 18 lipca 2022

52 Najłatwiej krytykować

Jestem... Zła. Smutna. Czuję się rozżalona. 

Tak, to ja. Wstawiłam to zdjęcie na ig na relację (przeprosiłam się z nim, ponownie zainstalowałam) i dostałam wiadomości od koleżanki, która - i to jest ważne - jest na terapii zaburzeń odżywiania - "bardzo zmartwiły mnie Twoje ostatnie zdjęcia (to i jeszcze jedno z zimowym skarpetkami, bo było wtedy mega zimno). Uważam, że nie jesteś ze mną szczera (!) jeżeli chodzi o Twoją anoreksję." I "Po ostatnich materiałach widać, że chwalisz się (!) swoim wychudzeniem". Kurde, czy Wy widzicie tu moje żebra? Kręgosłup? Bo ja jakoś nie. Czy to zdjęcie w bieliźnie? Nie? Więc o co chodzi? O pozę? Sposób ułożenia ciała? A może ja chciałam, żeby moja noga wydała się dłuższa? A może nie wolno mi zakładać krótkich sukienek? 

 No i jeszcze to: "ciało się szanuje, a nie je zagładza"...

SERIO?
.
.
.
Wieczorem napiszę Wam bilans i zdam relację z ostatnich dwóch dni. Wracam do porządków, bo aż się trzęsę. 

16.07
Śniadanie: brak (stres z jakiegoś nieracjonalnego powodu)
II śniadanie: kawałek ciasta, cappuccino
Obiad: miseczka sałatki warzywnej z majonezem, ogórek kiszony, trochę zupy buraczkowejz łyżką jogurtu (pół chochelki zupy), ziemniak, mały kawałek piersi z kurczaka bez panierki, łyżka gotowanej marchewki
Podwieczorek: latte 
Kolacja: łyżka warzywnego leczo, kromka chleba z masłem i białym twarogiem z solą i pieprzem, szklanka herbaty

17.07 waga: 42,7 kg - to pewnie przez to ciasto, no i regularne posiłki

Śniadanie: jajko, kromka chleba z masłem, herbata
II śniadanie: kawałek ciasta z owocami, latte

Obiad u cioci - jadłam sałatki i dwa kawałki chlebka z ziołami

18.07
Śniadanie: łyżka sałatki warzywnej z majonezem, 2 małe kromki chleba z masłem i twarogiem

II śniadanie: latte

Obiad: 2 ziemniaki, 2 łyżki gotowanej marchewki, mały kawałek kotleta z kurczaka bez panierki

Kolacja: łyżka lecza warzywnego
Plus, oczywiście, woda i herbata w międzyczasie 

Niby sytuacja się wyjaśniła z tą koleżanką, ale niesmak pozostał. Wiem, jak wyglądam, mam lustro i nie potrzebuję mówienia o tym, że wyglądam tak i tak, że niezdrowo, że jakoś tam. Czułam się dobrze po raz pierwszy od długiego czasu, czułam się dobrze ze sobą. Miałam dość chodzenia w powyciąganym dresie. I nagle okazuje się, że to zbrodnia... Nie wolno mi pokazywać nóg, do cholery! Bo wyglądam anorektyczne! Co z tego, że to poza, wyglądam niezdrowo, więc najlepiej ubrać się w worek i przepraszać za to, że się żyje.

piątek, 15 lipca 2022

51 Nicnierobienie to zbrodnia

 Wstałam o 7:00, ale bardzo źle spałam (miałam jakieś koszmary) i czuję się jak zombie. Kolejna noc i poranek bez bólu karku! Na śniadanie dwie kanapki z margaryną do smarowania i tym pysznym twarogiem (uściślając - namawiam te dziewczyny, które jedzą produkty pochodzenia zwierzęcego). 

Co do ćwiczeń - są bardzo krótkie- trwają po 3-4 minuty, ale mój odzwyczajony organizm reaguje na nie zmęczeniem i bólem przede wszystkim mięśni brzucha i ud. To takie treningowe zmęczenie i treningowy (w żadnym razie przewlekły) ból. Zamierzam zrobić dwudniowy odpoczynek (w sobotę i niedzielę), ale tylko od ćwiczeń na sylwetkę. Rozciąganie jest bardzo relaksujące i przyjemne, no i daje jakieś efekty. 

Zaraz zrobię kawę, na drugie śniadanie zjem budyń z jagodami. Idę czytać, pić kawę i relaksować się, póki mamy nie ma w domu. W ogóle... Ona nie znosi bezczynności. Ledwo zjadłam śniadanie, już padło: "powycieraj ten kurz na liściach, a gdy pojadę, poogarniaj ten dom". Jestem w stanie zrozumieć, że ona jako dziecko musiała pracować, bo mieszkała na wsi, ale nawet teraz nie potrafi odpoczywać, gdy wraca z pracy (teraz ma urlop). Ciągle planuje, co trzeba jeszcze zrobić w domu i w ogrodzie, ma zaplanowany już wyjazd, dzięki czemu przez dwa dni będę sama w domu (bo jedzie też mój tata i siostra) i będę mogła wszystko robić po swojemu. No ale już dostałam "wytyczne", że jakbym chciała zrobić spaghetti, to mielone jest w zamrażarce (kiedy mogę, to mięsa nie jem) i mam pamiętać, żeby zamykać zamrażarkę, lodówkę, mam podlewać kwiaty na zewnątrz, wyprowadzać psa o określonych porach i się wkurzyłam, odpowiadając jej, że jestem dorosła i sobie poradzę, bo nie będzie ich przez całe dwa dni, a ja z głodu nie umrę i nie pierwszy raz zostaję sama. 

Idę zaparzyć kawę i się polenić przy książce. 

Mama wróciła do domu i się zaczęło - "co Ty robiłaś w domu? Dlaczego tu nie jest nic zrobione? Nie posprzątane? Nie ugotowane?". Bo miałam ochotę nic nie robić? Bo zaczęłabym gotować zupę i byłoby: "dlaczego taka a nie inna"? Wolałam już nie robić nic. Co tam, że jest czysto w kuchni, że zrobiłam sporo do mojej magisterki... Nigdy nie jest dobrze. Powinnam powyjmować wszystko z szafek, zrobić przy tym rozpierdziel, powycierać dopiero co czyszczone sztućce i się czymś zająć, bo nie można nic nie robić. 

Nie mogę się doczekać, aż pojedzie na te dwudniowe wakacje. 

Obiad: zupa buraczkowa niezabielana, kopytka z masłem i bułką tartą (ok 15 małych sztuk)

W międzyczasie: kakao i garść borówek




czwartek, 14 lipca 2022

50 Do przodu

Wczoraj wieczorem zrobiłam ćwiczenia rozciągające mięśnie karku, bo - jak już Wam wspominałam - bardzo często mnie bolały. Jestem pozytywnie zaskoczona. Mimo że spałam znowu w niewygodnej pozycji, tym razem nic mnie nie boli. Same ćwiczenia trwały max 3-4 minuty. Będę je wykonywać co wieczór. Nie potrzebuję żadnego sprzętu, nie muszę podskakiwać... Spróbuję też dzisiaj poćwiczyć tak bardziej ogólnie. Ominę różne podskoki, żeby nikt mi nagle nie przyszedł do pokoju i nie zadawał głupich pytań. 

Rano zjadłam dwie kanapki z białym twarogiem, takim prawdziwym. Mówię Wam - jeżeli tylko macie możliwość takiego spróbować, kupcie sobie. Od razu poczujecie różnicę. Potem wypiłam latte bez cukru i zjadłam pół kawałka jakiegoś ciasta z wiśniami. 

Gotowałam zupę z młodych buraczków i warzywek - pora, ziemniaków, marchewki. Wyjdzie pyszna! Jest niezabielana i nie zamierzam do swojej porcji dodawać śmietany ani jogurtu. Siedzę nad researchem do magisterki już drugi dzień, ale materiału do przejrzenia ubywa. W tym tygodniu powinnam już wiedzieć, mieć ogólny zarys, z czego będę korzystała. 

Wczoraj czytałam (w zasadzie - męczyłam) tę książkę. Spodziewałam się, że akcja będzie rozgrywała się we Włoszech, co sugeruje sam tytuł, no ale przeliczyłam się. Polecicie coś w wakacyjnym klimacie?

Dzisiaj pomagałam mamie przy kiszeniu ogórków. Lubię tego typu zajęcia - potem na zimę można coś otworzyć do obiadu. Wypiłam przed chwilą kolejną latte. Będę jadła zupę buraczkową. 

Mimo tego wczorajszego napadu, czuję się dobrze. Trzymam się z dala od tej szafki, zresztą kawa pomaga zniwelować odczucie słodyczowego "głodu". 

Na drugie 2 małe ziemniaki, jajko sadzone i tarte buraczki. Potem ćwiczenia na brzuch, uda, ramiona, pośladki i rozciąganie mięśni karku. Nie jestem przyzwyczajona do ćwiczeń. Ała. Boli. Teraz prysznic i kolejny rozdział książki (nienawidzę zostawiać niedoczytanych powieści...). 


środa, 13 lipca 2022

49 Zmiana myślenia? (napad)

Wstałam o 8:00, ugotowałam po raz pierwszy od roku owsiankę i wkroiłam do niej banana, a to dziwne, bo kiedyś, jeszcze na licencjacie, jadłam owsiankę prawie codziennie.

Trochę czytam, trochę robię research do magisterki. Piję latte. Śmieję się zawsze, że moja idealna kawa to w 2/3 mleko, a tylko w 1/3 kawa. Rano wyszłam na zewnątrz, żeby podłapać trochę słońca i porzucać piłkę mojemu psu (uwielbia to). 

Tradycyjnie już będę aktualizować ten post. 

Mama nareszcie powiedziała mi, dlaczego się do mnie nie odzywała - była zła o to, że w czwartek nie zadzwoniłam do niej (a dzwoniłam codziennie) i nie powiedziałam jej, że wracam w piątek do domu. Pytała mnie o studia, czy wszystko na pewno mam pozaliczane - "siedzisz ciągle z laptopem i nie wiem, czy się uczysz do jakiejś poprawki, czy o co chodzi". Powiedziałam zgodnie z prawdą, że przygotowuję się do pisania magisterki i że czytam już lekturę, bo w letnim semestrze kilka razy nie dałam rady z natłokiem obowiązków (praktyki, studia, egzaminy) i potem czułam się po prostu źle.

Do tej latte zjadłam kawałek ciasta tego samego, co wczoraj, z owocami. Moja ciocia (siostra mamy) zaprasza nas w niedzielę na imieninowy obiad. Nie dam rady się od tego wykręcić. A taki obiad będzie składał się z mnóstwa dań. Oczywiście, mogę sobie nałożyć jakiejś sałatki i tak zrobię. Mimo wszystko, przeraża mnie to (no i  znając życie, wszyscy będą zainteresowani tym, co kto ma na talerzu - tak tu po prostu jest...)

Nie zjadłam dzisiaj zupy. Wiem, zachowuję się pewnie jak niezrównoważona nastolatka, bo oszukałam mamę z tą zupą... Żałosne, prawda?

Muszę zacząć ćwiczyć. Zaraz poszukam jakichś - na początek - dość prostych ćwiczeń. Mój brzuch to porażka. Tak samo uda. Chodzę teraz w legginsach i widzę dwa tłuste balerony, gdy siadam. Ohyda. Przyznaj się, że masz ochotę wpieprzać słodycze i że ta przeszklona szafka w pokoju sprawia, że aż się trzęsiesz.

Wiecie, co stało się katalizatorem tej zmiany myślenia? Mój dawny dziennik. I uświadomienie sobie, że jeżeli nie będę miała kontroli nad tym, co jem i ile jem, to nie będę miała kontroli nad niczym innym. 

Miałam przed chwilą klasyczny napad. 400 dodatkowych kalorii. 2 batoniki z zakazanej szafki. I tylko dlatego, że akurat były pod ręką, a nie dlatego, że miałam ochotę na słodkie. Mogłam zjeść tę zupę albo banana. Nawet z łyżeczką masła orzechowego. A tak... Puste, niepotrzebne kalorie. 

Nie rozumiem tego - zachowywałam się jak zombie, jakbym była na jakimś autopilocie. Muszę jeść częściej, ale mniejsze porcje. I nie siedzieć w tamtym pokoju, żeby już nic mnie nie kusiło. Pobrałam dwie aplikacje - z ćwiczeniami na brzuch, nogi, pupę i ramiona, i apkę z ćwiczeniami do rozciągania. Często boli mnie kark, niekiedy plecy. Śpię w dziwnych pozycjach, przesiaduję przy komputerze. Mało się ruszam (przeszłam może 1 km z psem na spacerze). 

Ł (mój partner) dopytuje, co się dzieje, że nie odbieram telefonów. Powiedziałam mu, że nie miałam potrzeby/ochoty z nim rozmawiać. Tak to już ze mną jest - potrafię tęsknić, gdy wyjdzie do sklepu na 10 minut i nie czuć nic, gdy nie widzimy się przez miesiąc albo i dłużej (na początku znajomości widywaliśmy się dwa razy do roku - on w Krakowie, ja byłam wtedy w Poznaniu na studiach). 

Bliska mi osoba napisała do mnie z pytaniem, co u mnie słychać. M proponowała mi kiedyś szpital, sama leczyła się w ośrodku zaburzeń odżywiania. Cieszyła się, gdy mówiłam jej, że przybieram na wadze. A teraz... Szkoda gadać. 

Jestem wściekła na siebie, ale nie zamierzam robić głodówki. Zresztą... Przy pilnującej mnie mamie jest trudno. Cudem udało mi się nie zjeść tej zupy (teraz żałuję).

Wieczorem był grill. Zjadłam trochę ogórka ze śmietaną, kromkę przypieczonego na grillu chleba i małą kiełbaskę. Do tego sok jabłkowy i herbata. 

Nie wiem, czy chcę chudnąć. Na pewno chciałabym utrzymywać wagę. Czuję się zdrowo, mam energię. Dorzucę trochę ćwiczeń i powinno być ok - powinnam pozbyć się tych grubych ud i brzucha. Zawsze szło mi w boczki i właśnie w uda. Dzisiaj tylko rozciąganie. Potem szybki prysznic, rozdział książki (męczę ją od kilku dni) i spać.


wtorek, 12 lipca 2022

48 Dzień jeden z wielu

Spałam dzisiaj do 9:00. Mama ma urlop, więc siedzi w domu. Trochę rozmawiamy, częściej jednak każda z nas zajmuje się swoimi sprawami. Wczoraj zjadłam na kolację kisiel, który zalewa się wodą w kubku (zapomniałam jak się nazywa...). Dzisiaj na śniadanie zjadłam dwie kanapki z twarożkiem, solą i pieprzem. Na drugie śniadanie miałam kawałek ciasta z owocami (malinami) i kawę z mlekiem, a właściwie to mleko z kawą bez cukru. Czy czuję się źle, że tyle zjadłam? Tak. Jednocześnie wiem, że sama próbuję na nowo wejść na tę drogę, z której kiedyś zawróciłam. Popieprzone to. Przez jakiś czas jadłam wszystko, na co miałam ochotę , ale potem przychodziły ogromne wyrzuty sumienia i chęć zradykalizowania swojego podejścia do jedzenia - chęć kontroli. 

Czytam lekturę, którą będziemy omawiać na studiach dopiero w październiku. Powinnam przesłać tytuł mojej pracy magisterskiej do promotora, ale ciągle nad nim myślę. Wysyłam kolejne CV. Oglądam odmóżdżające programy w TV (w Krakowie w ogóle nie mam telewizora, więc sobie rekompensuję ten brak). Usunęłam Instagrama, żeby nie porównywać się dłużej z nikim. Prawdopodobnie ugotuję zupę, żeby mama mogła trochę odpocząć, bo mimo urlopu i tak wszyscy czegoś od niej chcą. Nasze relacje są nadal nienajlepsze - wróciłam do domu w piątek, idąc z dworca z olbrzymim plecakiem przez 3 km, bo nie chciałam jej informować, że przyjeżdżam - nie odzywałam się do niej przez kilka dni, gdy byłam w Krakowie, bo męczyło mnie to, że nawet nie zapytała, jak spędziłam urodziny. Nie chciałam tylko wysłuchiwać jej problemów i narzekania. 

Wczoraj zrobiłam sobie pachnącą kąpiel i spa dla włosów. Użyłam odżywki, którą dostałam od przyjaciółki w prezencie (ona też lubi dbać o włosy). Jestem zadowolona z tego, że ich kondycja poprawiła się znacznie od czasów gimnazjum i nie są już spuszone. Oczywiście, nie są grube i gęste - i nigdy takie nie będą, ale ja cieszę się, że urosły i już nie sięgają ramion. Wiem, że gdybym o nie nie dbała tak jak dbam do tej pory, prawdopodobnie musiałabym ściąć je na krótko. 

Będę aktualizowała ten wpis, - pewnie wieczorem lub po południu - a teraz zabieram się za czytanie.



Mój obojczyk (musiałam bardzo się postarać, żeby utrzymać te porzeczki...)


Obojczyk, o którym marzę

I o takim też

Zjadłam zupę pomidorową z makaronem, potem wypiłam kawę z mlekiem, a potem miałam straszną ochotę na słodkie i zrobiłam sobie kakao. W międzyczasie zmywałam, jadłam porzeczki z ogródka i wyrywałam jakieś mikro chwasty (według mojej mamy nie można po prostu chodzić po ogrodzie i nic nie robić, bo to straszne marnotrawstwo czasu). Pewnie będę musiała jeszcze zjeść jakieś drugie danie. I zjadłam - 2 małe ziemniaki i 2 ogórki kiszone. 

Chyba łatwiej mi ze sobą, gdy wiem, co i ile zjadłam... 



poniedziałek, 11 lipca 2022

47 Słodko-gorzki smak kontroli

Od kilku dni jestem w domu. Wczoraj odwiedziła mnie moja przyjaciółka i spędziłyśmy razem naprawdę miłe popołudnie. Zamówiłam pizzę, miałyśmy pójść na spacer, ale się rozpadało i ostatecznie przegadałyśmy kilka godzin.

Zrozumiałam, że choćbym nie wiem jak się starała, druga, nawet najbliższa osoba w pełni nigdy nie pojmie, czym są zaburzenia odżywiania - ile niosą ze sobą lęku, samotności, rozpaczy, przygnębienia. Sama powiedziała mi, że ona tego nie rozumie, jednak mnie wspiera i jest gotowa zawsze mnie wysłuchać. To dużo i bardzo to doceniam. 

To dziwne, bo nie byłam w stanie zjeść przy niej więcej niż pół kawałka pizzy. Coś mnie blokowało. Po jej odjeździe jak głupia rzuciłam się na ten kawałek, który został. Czy możecie sobie wyobrazić, jak bardzo to upokarzające? 

Wczoraj przed zaśnięciem czytałam blogi z lat 2013-2015. Zastanawiałam się, czy te dziewczyny nadal walczą (choć może zmieniły front), co dalej się stało z ich życiem. Wczoraj też znalazłam swój dziennik z czasów, gdy miałam 18 lat i ważyłam - teraz mogę powiedzieć, ile na pewno to było - 46-47 kg. Moim wymarzonym celem były 42 kg, tyle, ile ważę obecnie. Powiem Wam, że bardzo współczułam tej dawnej sobie - bardzo niepewnej, nieśmiałej. Bardzo też ją podziwiałam. Potrafiła jeść po 500 kcal, nawet mniej. 

Chciałabym mieć tę kontrolę. To straszne, bo jedna część mnie chce być zdrowa i cieszyć się życiem. Druga część mówi mi jednak - znowu będziesz zapisywać co zjadłaś, ile to ma kalorii i to da Tobie szczęście. 

Której z nich wierzyć?

Zdaję sobie sprawę, że moja waga jest niska. Mimo to, moje ciało nie jest idealne. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ćwiczyłam. 

Jest godzina 10:48. Zjadłam od 6:00 kilka plasterków pomidora. To śmieszne i infantylne, ale cieszę się, że moja mama myśli, że zjadłam pełne śniadanie. Czyżby to był też mój sposób, by wyrwać się spod jej kontroli? 

Idę zrobić sobie kawę (jak cieszy mnie fakt posiadania ekspresu do kawy!). Wiecie, z czego jestem dumna? Wystarcza mi kostka czekolady, nie muszę już (!) zjadać całej tabliczki. Dzisiaj może skuszę się też na jedną kostkę do kawy (z mlekiem, ale bez cukru). 

Czuję na razie pustkę w żołądku. To euforyczne odczucie. 

Bardzo lubię takie maseczki do twarzy. Ta pewnie będzie za duża na moją (mam dość wąska buzię), ale i tak mnie mega cieszy 

Zmieniłam wygląd bloga. Muszę wprowadzić kilka małych korekt, ale na razie cziluję przy kawie

Chciałabym mieć znowu tę cholerną kontrolę.

Edit: zjadłam zupę pomidorową z makaronem i kawałek zapiekanki, która została od wczoraj

Skusiłam się na kostkę czekolady (niestety)

Znalazłam blog pewnej dziewczyny, od którego zaczęła się moja "przygoda" ze światem motylków http://wierzezesieuda.blogspot.com/ już od dawna nieaktywny, ale różne emocje na nowo do mnie powróciły... Chciałabym wierzyć, że przynajmniej jej się udało z tego wyjść i dlatego już nie odpisuje na komentarze. 

Chciałabym wierzyć, że z Merr jest podobnie - że nie zagląda na bloga, bo chce odciąć się od tego syfu. A czy ja też tego chciałam wtedy, gdy tak szumnie ogłaszałam, że koniec z niejedzeniem i niszczeniem swojego zdrowia? Powinnam była wtedy odejść. Usunąć bloga. Coś mnie tu jednak trzyma. Boję się, że tym razem na opamiętanie się będzie już za późno. 

....więc wyjdź stąd i nigdy nie wracaj... 






wtorek, 5 lipca 2022

46. Znikanie to moja specjalność

Cóż... Znikam i pojawiam się. Czytam Wasze blogi, ale robię to nieregularnie i mimo, że nadrobiłam zaległe posty, ciągle mam wrażenie, że coś ważnego mi umknęło...

Co u mnie? Już po egzaminach, została mi do napisania jedna praca, jedną muszę sprawdzić przed wysłaniem i koniec. Aplikowałam na 2 płatne staże. Trzymajcie kciuki, żebym się dostała na któryś. Kasa bardzo mi się przyda - kończę jutro 26 lat, no i tym samym żegnam się ze zniżkami na PKP (bilet w jedną stronę zacznie mnie kosztować nie 30 zł, a 60 kilka). Poza tym, czas się trochę usamodzielnić. Chyba do tego dorosłam... 

Od dwóch dni nie wychodzę z mieszkania. Nie czuję takiej potrzeby. Coś do jedzenia mam, do picia też, idzie przeżyć. Ciężko mi wstać z łóżka. Dzisiaj, na przykład, ciągle w nim jestem, a wczoraj cały dzień spędziłam w piżamie. Dzisiaj nic jeszcze nie jadłam, a to niezbyt dobrze, skoro chcę (?) wyjść z zaburzeń odżywiania i (możliwe), że z depresji. 

Tak, sądzę, że mam jakiś epizod depresyjny. Kompletnie nic mi się nie chce. Wczoraj wieczorem przemogłam się, żeby pozmywać w końcu, ale to wszystko, na co mnie stać. Mam ciągle zasunięte rolety, żeby światło mnie nie wkurzało i nie drażniło (odzwyczaiłam się od niego). 

Jem to, co kupi mi Ł i to, co jest w mieszkaniu. Dawno nie byłam na kawie. Zresztą, jak sobie myślę, że miałabym pójść do zatłoczonej kawiarni w stanie, w jakim jestem... Nie byłoby to korzystne. Musiałabym umyć włosy, wykąpać się, ubrać... Totalnie nie mam na to siły. 

Dobra, muszę wreszcie wstać i najzwyczajniej w świecie pójść zrealizować pewną fizjologiczną potrzebę... Do czego to doszło - uzewnętrzniam drobiazgowo swój stan psycho-fizyczny.

Jest 16:00, nawet po, a ja jeszcze nic nie jadłam. Przeraża mnie perspektywa wyjścia do sklepu. Odrzucili moją aplikację na jeden staż. 


Edit: Czy ktoś wie, co się dzieje z Merr? 

poniedziałek, 30 maja 2022

45 Gdzieś pomiędzy

Jak w tytule - jestem gdzieś pomiędzy. Pomiędzy chęcią zdrowienia, a chęcią chorowania. Pomiędzy byciem w relacji i niebyciem w niej. Pomiędzy decyzją o wyprowadzce a... Nie chcę wchodzić w szczegóły, samej mi trudno to na razie ogarnąć. 

 

Podobno zachowuję się nieodpowiedzialnie, bo odwołałam USG (guzek w piersi, nic jednak, co by zagrażało mi na tę chwilę). Moja Mama została o tym powiadomiona przez mojego partnera - jakby mogła mi cokolwiek nakazać... Odpuściłam dziś zajęcia, gotuję zupę i robię zadania. Czekam, aż mój partner wróci z pracy i... nie wiem, co dalej. Bardzo poważnie myślę o wyprowadzce i zamieszkaniu z koleżanką od przyszłego roku akademickiego. Nie układa się nam. Mnie i partnerowi. Mogę go prosić i błagać,żeby chociaż raz zajął się sobą, a nie innymi, którzy potrafią potrzebować jego pomocy o 1 w nocy (nic ważnego to nie jest nigdy, jakieś zupełne pierdoły, a on wypełnia swoją misję niesienia pomocy i sam później nie dosypia). Nie mogę nigdy z nim spokojnie porozmawiać, obejrzeć filmu, poleżeć - bo zawsze ktoś coś od niego chce i on MUSI sprawdzić telefon, o co chodzi. 


Mam dość.

Poza tym, on nie chce, żebym szła na terapię. Podobno jest w stanie mi pomóc. Serio? Oszukuję go od jakiegoś czasu co do tego, co zjadłam i ile. Każe mi wysyłać sobie zdjęcia - ja przerabiam stare i wmawiam mu, że jem. Chyba sama dążę ku autodestrukcji...

sobota, 28 maja 2022

44 Bezsenność

Nie mogę spać. Zaczęłam czytać najnowszą Chyłkę (z 2022 roku "Skazanie"), ale w ogóle nie mogę skupić się na treści. Przed snem wypiłam kawę z ekspresu i to był chyba błąd. Duży błąd, wziąwszy pod uwagę to, iż jutro muszę być w miarę przytomna, żeby posprzątać w domu, przeczytać książkę na studia i obejrzeć film. A najlepiej - napisać jeszcze pewnego ważnego maila. Co do ważnych maili - ostatnio takiego naskrobałam, po czym przyszła odpowiedź, że na terapię przyjmują, termin oczekiwania wynosi 2 lata, a oprócz tego mam mieć skierowanie od psychiatry, ale są gotowi mi pomóc. Urocze. Wobec tego zadzwoniłam do psychiatry i umówiłam się na 7. Lipca. Witamy w rzeczywistości, cholera. 

Przyjaciółka, która jest na terapii zaburzeń odżywiania, zaproponowała mi ośrodek w Warszawie. Na wakacje. Musieliby mnie tam przyjąć po jakiejś rozmowie kwalifikacyjnej. Szczegóły ma mi przesłać wkrótce. Ogółem - ważę 43 kg. Ważyłam się dzisiaj. Jest nieźle. Było przeckeż dużo gorzej; to progres o całe 3 kg. Ponoć nadal wyglądam źle. Ale założyłam przecież czarne rurki, więc jak mogłam wyglądać dobrze? Uczę się nie zwracać uwagi na innych, gdy idę ulicą. Raz spojrzałam i był dramat wieczorem, bo dziewczyna, która mnie mijała, miała chyba mocną anoreksję. Była szczuplejsza ode mnie. I moja chora głowa postanowiła powiedzieć mi, że jestem wobec tego nikim. Grubasem. Nie polecam. Wobec tego - próbuję nie patrzeć. W lustro także. Bo widzę (nareszcie) za chude ręce, wystające kości policzkowe i kolana. Kogoś, kto nie jest zdrowy.

piątek, 20 maja 2022

43 Puk-puk

Bardzo długo mnie tu nie było. Znowu. Nie wiem, jak mam opowiedzieć to, co się działo przez ten czas - mam mętlik w głowie.

Praktyki skończyłam, ale jeszcze kilka razy pojawię się tam, żeby dokończyć to, czego nie zrobiłam (taką mam naturę - nie lubię zostawiać czegoś, co rozpoczęłam a nie zakończyłam). Ogólnie było nieźle. Nikt nie stał nade mną, miałam dowolność w rozplanowaniu tego, co chcę zrobić danego dnia. 30 godzin zleciało jak z bicza strzelił. Zbliża się sesja, mam pracę do napisania do poniedziałku, więc zaraz po śniadaniu doczytuję książkę i zaczynam pisać. Muszę też dzisiaj pójść do oddziału mojego banku, bo karta przestała mi płacić zbliżeniowo. Nie ogarniam tego - przedwczoraj wszystko było ok, a wczoraj już przestało, nie reagowała w ogóle, za to na PIN już tak... Po południu spotykam się z przyjaciółką na herbacie. Bardzo czekam na to spotkanie - nie widziałyśmy się długo, mimo że ona mieszka w Krakowie, to jakoś albo ja nie miałam czasu, albo ona. 

Krążę wokół tematu jedzenia i wagi, i nie wiem, jak o tym opowiedzieć... Waga oscyluje wokół 42-43, czasami zbliża się do 44 kg. Ważę się raz na dwa tygodnie, gdy wracam do domu. Stwierdziłam, że nie chcę tu mieć wagi, bo znając siebie, stawałabym na niej co chwilę. Jem dość regularnie, ale zdarza mi się opuszczać posiłki. Ł pilnuje mnie, żebym jadła - wiecie, każe sobie wysyłać zdjęcia jedzenia, gdy akurat nie ma go w pobliżu. Często wychodzę z koleżanką na kawę - a przy okazji coś zjem. Przez dwa dni w tygodniu mam zajęcia od 9:45 do 18:00 i jedno-dwa okienka w środku, więc nawet czuję się głodna, chociaż zawsze jem śniadanie rano (gdzie te czasy gimnazjalne, gdy wychodziłam rano o 7:00 i wracałam o 16:00-17:00, w międzyczasie nie jedząc dosłownie NIC...). Tak sobie tylko wspominam. To i tak cud, że nie rozwalilam sobie układu trawiennego. 

            Calkowicie wege jedzenie - kasza, sos                         brokułowy i kotleciki z ciecierzycy... 

To z ciekawszych dań, jakie ostatnio jadłam. Muszę teraz wstać, zjeść śniadanie i dokończyć tę książkę. Nie wiem, kiedy napiszę tę pracę, bo w sobotę spotykam się z koleżanką, z którą nie mogłam się spotkać przez cały rok... Serio. Najbardziej martwi mnie ta karta, bo tak się przyzwyczaiłam do płacenia nią, że nie mam żadnych pieniędzy w portfelu. Przy okazji wizyty w tym banku wypłacę trochę z konta, żeby cokolwiek mieć w razie czego... 

Wieczorem odwiedzę Wasze blogi - znam siebie i wiem że zaczęłabym czytać, komentować, a potem byłoby mi trudno zebrać się do czegokolwiek.

Trzymajcie się!

sobota, 5 marca 2022

42 I tak to jest

Wiem, że nie odzywałam się bardzo, bardzo długo. Na szczęście (i nareszcie) mogę powiedzieć - już po sesji! Wszystko zaliczone, teraz tylko muszę pozałatwiać kilka ważnych spraw uczelnianych (przeniesienie z jednego seminarium na inne i pójście na spotkanie w sprawie praktyk). W tej pierwszej sprawie wysłałam maila, ale pewnie będę musiała zadzwonić jeszcze w poniedziałek. Bardzo nie chcę iść do sekretariatu i tłumaczyć, o co mi chodzi (chyba uaktywnia się znowu fobia społeczna...). Co do tych praktyk, to o ile dobrze pójdzie, będę je miała w Fundacji Muzeum Komiksu. Uprzedzając Wasze pytania - niezbyt interesuje mnie komiks, ale poczytałam o formie tych praktyk i to mnie do nich przekonało - archiwizowanie komiksów, research na ich temat itp. Praca przede wszystkim przy komputerze. 

Ten miesiąc spędziłam w domu. Jutro wracam do Krakowa i zostanę tam prawie przez 2 tygodnie. Ważę się nieregularnie, a w ubraniu są to 43 kg. Jem tyle, na ile mam ochotę - raz więcej, raz mniej. Nadal nie podjęłam decyzji co do terapii, a jeżeli dostanę się na te praktyki, nie będę miała chyba na nią już czasu. Muszę zrobić 30 godzin. Przy moim planie zajęć (wolny czwartek, poniedziałek do południa i piątek po południu) może to trochę zająć. Nie wiem, w jakich godzinach będę miała te praktyki, ale powiedzą mi o tym już na pierwszym spotkaniu. Co zabawne, nie podali mi godziny, na którą mam się stawić i zastanawiam się, czy jeżeli pójdę tam np. około 10:00, to będzie ok, czy lepiej umówić się mailowo... W mailu napisali mi tylko: "zapraszamy w przyszłym tygodniu w celu omówienia formuły współpracy"... 

Cieszę się na te praktyki, o ile mnie na nie przyjmą. Zawsze to coś więcej niż tylko  zajęcia na uczelni i sporadyczne wyjście na kawę z koleżanką lub gdzieś z Ł. 

Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku. Gdy tylko znajdę więcej czasu (muszę przygotować się na poniedziałkowe zajęcia i obejrzeć film na nie), zostawię komentarze na Waszych blogach.