niedziela, 31 października 2021

32 Jak zwykle

Jak zwykle - przesadziłam z wizualizowaniem sobie tego jak zareaguje moja Mama. Ona jest typem osoby konfrontującej się od razu z każdym problemem, więc gdy tylko weszłam do domu, wyjaśniła mi, o co Jej chodziło. Między nami panują nadal chłodne relacje, chociaż rozmawiamy. Pomogłam przy obiedzie, pozmywałam, zjadłam dwa kawałki ciasta i nie marudziłam, że w zupie pływa niewiadomo co. Mam podobno zabrać do Krakowa bigos z mięsem. Kawałki są na tyle duże, że bez problemu je wyłowię. Wczoraj z Tatą i Siostrą byliśmy u mojej Babci oraz poszliśmy na cmentarze, gdzie leży mój Dziadek (mąż Babci) i inne osoby z mojej rodziny od strony Taty. Babcia zafundowała nam obiad w restauracji, więc skorzystałam z tego i zamówiłam sobie porcję ruskich pierogów (uwielbiam je). Potem pojechaliśmy do Siostry Taty i odwiedziliśmy moich Kuzynów. Zaprosiłam Kuzynkę do Krakowa, o czym jeszcze Jej napisałam później, zatem listopad zapowiada się bogaty w towarzyskie spotkania (moja Przyjaciółka także ma przyjechać do Krakowa, jak tylko poprawi się Jej ze zdrowiem). Siedzę teraz i piszę pracę na studia. Wieczorem jedziemy pozapalać znicze na pobliskich cmentarzach i już cieszę się na tę spacery. Bardzo lubię takie wieczorne wędrówki pośród palących się zniczy, szelestu liści pod stopami i tą jedyną w swoim rodzaju atmosferą... Przemijania? Nie wiem sama, jak mogłabym określić to odczucie. 

Wracam do pisania pracy. Postaram się ją dzisiaj mniej-więcej nakreślić, a poprawiać będę ją jutro. Muszę ją wysłać do wtorku. Mam do przeczytania jakieś dwie książki (jednej nie mogę nigdzie znaleźć w Internecie... Czyżbym musiała założyć konto biblioteczne...?). Na szczęście nie muszę spieszyć się z lekturą - mam na nią około dwa-trzy tygodnie. 

(Mam ogromną ochotę na gorącą czekoladę w Wedlu! Jesień kojarzy mi się właśnie albo z kakao, albo z czekoladą do picia...)

Ważyłam się. 42 kg w ubraniu. Nie schudłam. Myślę, że będę próbowała utrzymywać taką wagę.

czwartek, 28 października 2021

31 Mam 25 lat i boję się

Dzisiaj w planie zajęć mam tylko wykład, na który idę przez piękny park. Sam wykład w zasadzie nie jest bardzo ciekawy - chodzę na niego w zasadzie tylko dla obecności (Wykładowczyni zapowiedziała, że wszystkie prezentacje gdzieś nam udostępni). Jest to też dzień, kiedy mogę dłużej pospać i się polenić. Do domu wracam jutro. Moja Mama jest na mnie zła - według Niej kłamię w kwesti zajęć, chociaż wczoraj wysłałam Jej plan. Uważa, że ten piątek na pewno mam wolny (mam ćwiczenia) i że nie chcę wracać do domu... Rozmowy z Nią od kilku dni wyglądają tak samo: mówi, mówi, mówi i nie pyta mnie ani o zajęcia, ani o jedzenie. A wszystko przez to, że podczas którejś z rozmów zbyt długo(!) zawahałam się, opowiadając o zajęciach na uczelni plus mówię Jej otwarcie, że nie jem tu mięsa, a przecież mięso muszę (!) jeść jako "anorektyczka" - "bo inne produkty nie dostarczają tych składników, które akurat w tym mięsie są". A, no i ostatnio przed tym okresem milczenia telefonicznego, wysłała mi trochę więcej pieniędzy, chyba po to, żeby było mnie stać na to cholerne mięso... Ł w ogóle dziwi się, że Rodzice dają mi tylko 100 zł na tydzień. Dzielimy się zakupami - jednego dnia On kupuje pieczywo, drugiego ja, czasami ja kupię np. kapsułki do prania, a On zabierze mnie na pizzę... Wiadomo - kapsułek do prania nie kupuje się co tydzień, ale bułki już trzeba kupić codziennie. 

Rozglądam się za pracą raczej zdalną niż stacjonarną - mój plan zajęć jest szalony i praca nawet na pół etatu byłaby niemożliwa (półtoragodzinne okienka w środku dnia a zajęcia do 18:00). Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi (formuła tego bloga jest taka a nie inna i płynę tu ze słowami a nie myślę nad perfekcyjną konstrukcją zdania), chyba nawet nieźle piszę i może poszłabym w kierunku pracy zdalnej polegającej na pisaniu właśnie... Nie wiem, na razie tylko gdybam. Wiem, że takie zajęcie sprawiłoby mi i radość, i dało satysfakcję. 

Muszę wstać, umyć włosy, żeby zdążyły mi wyschnąć przed wyjściem i coś zjeść. Wczoraj jadłam bardzo mało - kanapkę rano, potem słodką bułkę i późnym wieczorem trochę tajskiego wege jedzenia, które mi w ogóle nie smakowało (jedzenie było na wynos i z nieznanej nam wcześniej knajpki; nasze ulubione albo nie dowoziły już, albo danie plus dowóz kosztowało ponad 100 zł). A, no i wypiłam kawę z koleżanką w Coscie. Załapałyśmy się na promocję na latte za 6 zł i nawet udało nam się usiąść w środku. 

Do tego ośrodka pomocy studenckiej nie dzwoniłam jeszcze. Nie wiem, czy akurat teraz jest mi potrzebna pomoc. Zważę się w domu, w piątek wieczorem. Albo zważy mnie Mama i urządzi awanturę... Znowu o coś. Na pewno będzie się gniewała z jakiegoś powodu. Wiem to. Piszę to i mam łzy w oczach, bo nie umiem myśleć o sobie jako o dorosłej kobiecie, tylko ciągle mam w sobie strach małej dziewczynki, na którą Mama może nakrzyczeć i nawet uderzyć. Nie umiem wyrwać się z tego schematu. Za każdym razem, gdy mam o czymś ważnym porozmawiać z Mamą, od lat zachowuję się tak samo - zbiera mi się na płacz, trzęsę się, nie umiem patrzeć Jej w oczy i drży mi głos. Mam 25 lat i boję się. 



piątek, 22 października 2021

30 Piątek - odpoczynku początek

Długo zbierałam się za napisanie tego posta. A dzisiaj, ponieważ akurat okazało się, że nie mam zajęć i że uda mi się zostać w Krakowie na weekend, postanowiłam troszkę Wam opowiedzieć, co u mnie słychać.

Studia - oswoiłam się już z dziwnym dla mnie trybem - "te zajęcia tu, te na innej ulicy, a tamte pół kilometra dalej" i udaje mi się dość sprawnie pokonywać odcinki moich tras. Mam już kilka zadań do wykonania na studia i dzisiaj je poprzygotowuję i może kilka nawet ukończę.

Ludzie - ci z kierunku i pokrewnych, z którymi mam wspólny wykład, są całkiem mili. Z jedną koleżanką zakumplowałam się bardziej, ale nie zamykam się na innych.

Jedzenie - dwa dni temu miałam okropny kryzys jedzeniowy, gdy usłyszałam bardzo niemiłe słowa od pani, która chyba sama chciała się dowartościować, obrażając przy tym mnie. Poza tym - jem dość regularnie. Nie liczę kalorii (robi to za mnie Ł i zdarza Mu się zasugerować mi - "dzisiaj było 1000, zjedz coś jeszcze"), nie ważę się, bo nie mam tu na czym, ale raczej (?) nie chudnę, ale i nie tyję. 

Ruch - myślę, że jak na swoje standardy sporo chodzę (przedwczoraj było to 12498 kroków).
Taka piękna jesień w Krakowie 🍁

Rodzice - wydaje mi się, że już w pełni zaakceptowali moje mieszkanie u Ł i z Ł. Mama często dopytuje, co jadłam, a ja wysyłam Jej zdjęcia jedzenia... Trochę to dziecinne, ale wiem, że tylko szczerością mogę sobie pomóc (i pokazać Mamie, że zachowuję się odpowiedzialnie w tej kwestii). 

Terapia/leczenie - i koleżanka, i moja Przyjaciółka zaproponowały mi pewną organizację/instytucję na mojej uczelni, która m.in może pomóc mi w znalezieniu specjalisty. Wystarczy, że napiszę do nich maila i opiszę swoją sytuację. Zamierzam zająć się tą sprawą w najbliższych dniach. 

Pewnie troszkę Was dziwi, że powiedziałam prawie obcej osobie (koleżance) o moim zaburzeniu. Sytuacja wyniknęła bardzo naturalnie. Zaprosiłam koleżankę na kawę (swoją drogą, polecam Kaffebageri Stockholm - piękne wnętrza, przemili bariści i ponoć wspaniałe bułeczki) i właśnie przy składaniu zamówienia koleżanka zdziwiła się, dlaczego biorę tylko kawę, a nie (jak ona) kawę i bułeczkę. Zdecydowałam się powiedzieć jej o anoreksji (?) (Przepraszam, ale dziwnie nadal się czuję, nazywając tę chorobę po imieniu). Kolezanka zaoferowała mi wsparcie psychiczne, ale i wspomniała o tej organizacji/instytucji, o której piszę wyżej. Stwierdziłam, że szczerość przyniesie więcej dobrego niż pokrętne tłumaczenia w stylu - boli mnie żołądek/ząb/etc. 

Powoli wstaję z łóżka i przygotowuję się do tego dnia. Życzę Wam spokojnego, dobrego piątku! I lecę Was poodwiedzać.

Trzymajcie się!

czwartek, 14 października 2021

29 Bzdurki

Coś mnie bierze - pobolewa i drapie mnie gardło, czuję się "rozbita" i prawie nie mam apetytu. Mój czytnik e-booków cudownie się naprawił (nagle wskoczyły wcześniej dodane przeze mnie książki). Przepraszam, ale nie mam teraz głowy do napisania recenzji tej pozycji, o której wspominam od jakiegoś czasu - studia mnie trochę pochłonęły. 

Jem dosyć dużo jak na siebie... Ogólnie. Czasami mam tylko dni, gdy zjadam tylko śniadanie i obiado-kolację, ale do tej pory zdarzyło mi się to jedynie dwa albo trzy razy. 

Czytam Wasze blogi, czasami komentuję - nadrobię je w pociągu jutro, wracając do domu. Będę dzisiaj smażyła naleśniki (będziemy, bo Ł bardzo zapalił się do tego pomysłu). Dzisiaj jadłam płatki na mleku, potem batonika (czekoladowego!), a teraz będą te naleśniki. Może wieczorem zamówimy pizzę. Ł na razie nie może wychodzić z domu, bo jest chory - źle się czuje i możliwe, że coś od Niego podłapałam. 

Dzisiaj też Ł udowadniał mi, że mam "szczupłe" nogi, fotografując mnie. W ogóle dzisiaj po raz pierwszy od niepamiętnych czasów założyłam sukienkę na uczelnię. Podbudowałam tym drobnym aktem "odwagi" swoją pewność siebie (miałam tylko jeden wykład, no ale...). 

Lecę smażyć naleśniki. 

Edit: mam katar, gardło już mnie nie boli. Piję właśnie herbatę z miodem i konfiturą. 

sobota, 9 października 2021

28 Dom

Miałam napisać w poniedziałek, ale na ten dzień zaplanowałam sobie już kilka innych rzeczy do zrobienia, dlatego piszę dzisiaj. 

Mieszkam u Ł i na razie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dalej będę tam mieszkała. Moja Mama, jak zwykle, musiała wymyśleć kilka nieprawdopodobnych scenariuszy jak: "a jak się pokłócicie, to co wtedy? Gdzie zamieszkasz?" (Jakby kłótnia miała być powodem do wyprowadzki...), "A jak nagle Ł strzeli coś do głowy i zrobi Ci krzywdę?" (równie dobrze to mnie może strzelić coś do głowy...). Wydaje mi się, że to było tylko takie "pro forma" gadanie. Gorzej byłoby, gdyby dowiedziała się, że śpimy w jednym łóżku...
W tym tygodniu było naprawdę dobrze, poza jedną sytuacją, kiedy nie wiedzieć dlaczego, dostałam prawie ataku histerii, gdy nałożyłam sobie za dużo (w moim mniemaniu) płatków śniadaniowych. Ogólnie jem w miarę dużo - rano śniadanie, potem jakiś obiad i kolację. Niekiedy w międzyczasie coś jeszcze przekąszę na szybko - drożdżówkę, fit batonika etc. W środę ugotowaliśmy z Ł zupę z mnóstwem warzyw i byłam z siebie bardzo dumna, bo smakowała Ł. Wyszedł nam wielki gar (byliśmy też po ten gar w Ikei, bo w mieszkaniu Ł nie ma za dużo sprzętów) i okazuje się, że Ł tę zupę będzie jadł jeszcze jutro (i może w poniedziałek). Ja wyjątkowo nie jadę do Krakowa w niedzielę, tylko w poniedziałek, bo w poniedziałek będę miała zdalnie zajęcia (tylko w ten poniedziałek). 
Wczoraj zjadłam chipsy ovenbaked z mniejszą zawartością tłuszczu, a w poniedziałek lub we wtorek byłam z Ł na gorącej czekoladzie w Wedlu. Przełamałam się. Wiem jednak, że jeszcze dużo czasu minie, nim kupię sobie najzwyklejszą na świecie mleczną czekoladę i ją zjem. 
Gdy zważyłam się dzisiaj po obiedzie, okazało się, że waga pokazuje 43 kg. Nie podoba mi się to. Pewnie jutro rano będzie 42 i trochę, ale to nadal będzie za dużo. U Ł nie mam wagi i czuję się bardzo niepewnie. Gdzieś siedzi we mnie przekonanie(?), że będę dobrze się czuła, ważąc 41 kg... Chore to, wiem. 
Co do jedzenia jeszcze - mojej Mamie nie podoba się, że nie chcę jeść mięsa w domu - "musisz, mięso ma witaminy, trzeba chociaż trochę" - to jest Jej tłumaczenie. Nie, nie muszę. Co z tego jednak, jak na siłę nakłada mi to mięso na talerz, a gdy mówię, że nie zjem, jest prawie że awantura. Gdyby jakiś zaproszony gość powiedział Jej, że on jest wegetarianinem i on mięsa nie je, uszanowałaby to, ale gdy Jej córka mówi, że nie chce, już robi się z tego problem. 


niedziela, 3 października 2021

27 Wyzwania i waga

 Moje studia (i w ogóle pobyt) w Krakowie zapowiadają się ciekawie. Znam już swój plan zajęć, który jeszcze może się trochę zmienić, ale podejrzewam, że zmiany te będą dotyczyły utworzenia kolejnej grupy. Co nowe dla mnie, to to, że będę musiała nieraz biegać między różnymi ulicami, by zdążyć na zajęcia. Będzie to dla mnie spore wyzwanie. 

Kolejnym wyzwaniem okaże się dla mnie mieszkanie z Ł. Rodzice bardzo naciskają, żebym znalazła sobie jakieś mieszkanie/pokój do wynajęcia, ale staram się Ich uświadomić, że za 500 zł to ja mogę wynająć pokój, ale jakieś 50 km od Krakowa. Oni nie rozumieją też, że ja po prostu chcę mieszkać z Ł i nie obchodzi mnie, co pomyśli o mnie bliższa i dalsza rodzina. Ł wczoraj ironizował, że mojej Mamie przeszkadza, że z Nim zamieszkam, ale nie przeszkadzałoby już Jej, gdybym wynajęła sobie pokój w tym samym bloku, w którym On mieszka... I to prawda. Tak by było. Jeżeli moja Mama boi się, że mogę zajść w ciążę, to niech mi o tym powie, ale nie. U mnie w domu nikt nigdy nie rozmawiał ze mną o dojrzewaniu i o seksie. Wszystkiego musiałam dowiadywać się sama. Oczywiście, gdy dostałam pierwszą miesiączkę, Mama wyjaśniła mi oględnie, co i jak, ale to było wszystko. 

Pojadę dzisiaj do Krakowa jakimś pociągiem po 17:00 i w Krakowie będę około 23:00. Mam jedną przesiadkę z Regio na Intercity. Liczę, ze ktoś pomoże mi z walizką, bo jest cholernie ciężka, a ja jeszcze będę miała torebkę i plecak (do czegoś musiałam zapakować zeszyty... Tak, jestem trochę sknerą - wyrwałam kartki z zeszłorocznych zeszytów i tym sposobem mam je prawie nowe :) ). Będę dzisiaj jeszcze piekła jakieś proste ciasto z jabłkami, muszę zebrać pranie, które wisi od wczoraj i sama muszę coś zjeść, bo ostatni swój posiłek jadłam wczoraj.

Zastanawiam się, czy nie schudłam. U Ł nie ma wagi, ale zapowiedział już mi, że jakąś kupi, żeby można było kontrolować, czy chudnę, czy wręcz przeciwnie. Tu w domu może się zważę jeszcze, zobaczę. Co do jedzenia... to same widziałyście, gdy robiłam zdjęcia, ile tego było. Jeśli chodzi o wczoraj, na przykład, zupełnie nie pamiętam, co jadłam... Okłamałam Mamę, że jadłam obiad. Nie jadłam. Chyba jadłam krakersy z hummusem... 

Boję się, że znowu idzie to w złą stronę - znowu nie będę miała czasu, żeby zjeść, znowu będę się stresowała... 

41,6 kg w ubraniu. 

piątek, 1 października 2021

26 Binge watching & food

 Od wczoraj jestem w domu s a m a - moi Rodzice wraz z Siostrą pojechali do Karpacza, a ja zostałam razem z pieskiem. Nie narzekam - wstaję prawie, o której chcę (muszę wyprowadzić w miarę wcześnie psa), jem, co chcę i robię to, na co akurat mam ochotę. 

A ochotę mam na seriale. Jeden serial to staroć - Detektyw Monk, a drugi - nowość - Skazana. Oglądam więc Monka (zaczęłam dzisiaj) i jestem na siódmym albo ósmym odcinku. Odcinki trwają po około 45 minut. Dzisiaj piekłam ciasteczka dla subskrybentów Ł i dla samego Ł. Oczywiście, Ł jak to Ł, domyślił się, zanim Mu powiedziałam, że część ciasteczek zabiorę ze sobą do Krakowa. Byłam też przed południem w sklepach odzieżowych, ale nie było tam nic ciekawego. Szukałam ciepłych rajstop i również ciepłych skarpetek. Pustki. Nic. Zero. Za to Mama obiecała mi, że gdy tylko trafią na jakieś wełniane skarpetki, to mi je kupią. Jestem strasznym zmarzluchem, ale o tym już tu chyba wspominałam...

Teraz, wieczorem, byłam na poczcie i wyczekałam się w kolejce, żeby nadać paczki z ciasteczkami. Podlewałam w ogrodzie kwiaty, a za chwilę idę na spacer z psem. 

Mój obiad - makaron z sosem warzywnym (przede wszystkim - paprykowym)

Krakersy (na drugie śniadanie) z hummusem, żółtym serem i pieprzem

Płatki czekoladowe na śniadanie i prawdziwy sok jabłkowy (wyciskany z jabłek). Wypiłam go dzisiaj ze 3 kubki