wtorek, 7 września 2021

14 Historia o (braku) asertywności

Powiedziałam sobie, że na razie rezygnuję z pisania postów, ale to, co się dzisiaj... Wydarzyło, zasługuje na wpis.

Pojechałam przed chwilą po moją Siostrę. Czekałam na Nią, bo zakładała buty. Pojawiła się wtedy pewna pani. Moja Siostra jedzie na wycieczkę do Warszawy we wrześniu, jakoś za dwa tygodnie. I okazuje się, że potrzebne jest zaświadczenie o Jej szczepieniu na Covid-19. To zaświadczenie jest, zostało nawet wydrukowane, tylko że znajdowało się przez dość długi czas w torebce mojej Mamy. Przyznaję, panie z tych Warsztatów mówiły mi kilka razy, że tego potrzebują. Zapominałam i zapominała również Mama wyjąć to zaświadczenie z torebki i mi je dać... Ale, wracając do całej historii - pojawiła się więc pewna pani i od razu wyskoczyła do mnie z pretensjami: "dlaczego nie daliście jeszcze tego zaświadczenia? Ono jest potrzebne! Ma pani (czyli ja) je jutro tu dostarczyć!". Gdyby to powiedziała normalnym tonem, byłoby ok. Ale ona prawie na mnie nakrzyczała. Ja na to: "dobrze, jutro je przyniosę". Ona: "pani przynosi to już od tygodnia! Ma pani jutro to zaświadczenie przynieść!". Cóż... Nic na to nie odpowiedziałam. Wyszłam. Dopiero w samochodzie się rozryczałam. Zadzwoniłam do Ł. Ponieważ Ł na co dzień ma do czynienia z prawem (ale prawnikiem nie jest), poinformował mnie, że nikt nie ma prawa (dopóki nie wejdzie takie rozporządzenie/ustawa, nie wiem, jak to się może nazywać), żądać od kogokolwiek takiego zaświadczenia. Do czego jednak zmierzam w tym całym wywodzie - nie umiem postawić wyraźnych granic, gdy ktoś sprawia, że czuję się niekomfortowo. Taka błaha sytuacja sprawiła, że ryczałam w aucie przez cały kwadrans, bo baba, którą widziałam pierwszy raz na oczy (i obym już jej więcej nie oglądała), odezwała się do mnie niemiło. 

Oczywiście, w drodze do domu przećwiczyłam dziesięć scenariuszy, w których odważnie mówię, że sobie nie życzę, by ktokolwiek odzywał się do mnie w taki sposób, odwracam się dumnie na pięcie i odchodzę. Szkoda, że rzeczywistość boleśnie uświadomiła mi, jak to naprawdę bywa... Ł powiedział do mnie jeszcze, że gdy przeprowadzę się do Krakowa, będziemy ćwiczyli takie sytuacje, żebym potrafiła zachowywać się asertywnie. A Wy potraficie być asertywne?  

Śniadanie:

tost z żółtym serem z piekarnika

herbata

Obiad:

2 ziemniaki pieczone z ziołami

plus w międzyczasie woda i woda z sokiem bananowym, herbata i sok porzeczkowy

2 komentarze:

  1. Mnie praca nauczyła asertywnosci, wcześniej też miałam tak jak ty. W takiej sytuacji jak ta twoja warto podnieść głos i stopniowo go ściszając powiedzieć "proszę na mnie nie krzyczeć ". To proste a zazwyczaj działa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem, że mogłaś się zdenerwować. Nie podejrzewam jednak, że Twoje postawienie granic w tym wypadku na cokolwiek by się zdało. Wywołałabyś tylko większy konflikt (nie dość, że nie przyniosła to jeszcze się stawia - wg tej Pani oczywiście). Czasem najlepiej odpuścić. Ta Pani ma zupełnie co innego w głowie niż Ty, a nie każdy umie panować nad swoim zachowaniem. Mogła nawet nie zauważyć, że na Ciebie nakrzyczała. Serio, ja mam takie Panie w pracy...

    OdpowiedzUsuń