Wstałam o 7:00, ale bardzo źle spałam (miałam jakieś koszmary) i czuję się jak zombie. Kolejna noc i poranek bez bólu karku! Na śniadanie dwie kanapki z margaryną do smarowania i tym pysznym twarogiem (uściślając - namawiam te dziewczyny, które jedzą produkty pochodzenia zwierzęcego).
Co do ćwiczeń - są bardzo krótkie- trwają po 3-4 minuty, ale mój odzwyczajony organizm reaguje na nie zmęczeniem i bólem przede wszystkim mięśni brzucha i ud. To takie treningowe zmęczenie i treningowy (w żadnym razie przewlekły) ból. Zamierzam zrobić dwudniowy odpoczynek (w sobotę i niedzielę), ale tylko od ćwiczeń na sylwetkę. Rozciąganie jest bardzo relaksujące i przyjemne, no i daje jakieś efekty.
Zaraz zrobię kawę, na drugie śniadanie zjem budyń z jagodami. Idę czytać, pić kawę i relaksować się, póki mamy nie ma w domu. W ogóle... Ona nie znosi bezczynności. Ledwo zjadłam śniadanie, już padło: "powycieraj ten kurz na liściach, a gdy pojadę, poogarniaj ten dom". Jestem w stanie zrozumieć, że ona jako dziecko musiała pracować, bo mieszkała na wsi, ale nawet teraz nie potrafi odpoczywać, gdy wraca z pracy (teraz ma urlop). Ciągle planuje, co trzeba jeszcze zrobić w domu i w ogrodzie, ma zaplanowany już wyjazd, dzięki czemu przez dwa dni będę sama w domu (bo jedzie też mój tata i siostra) i będę mogła wszystko robić po swojemu. No ale już dostałam "wytyczne", że jakbym chciała zrobić spaghetti, to mielone jest w zamrażarce (kiedy mogę, to mięsa nie jem) i mam pamiętać, żeby zamykać zamrażarkę, lodówkę, mam podlewać kwiaty na zewnątrz, wyprowadzać psa o określonych porach i się wkurzyłam, odpowiadając jej, że jestem dorosła i sobie poradzę, bo nie będzie ich przez całe dwa dni, a ja z głodu nie umrę i nie pierwszy raz zostaję sama.
Idę zaparzyć kawę i się polenić przy książce.
Mama wróciła do domu i się zaczęło - "co Ty robiłaś w domu? Dlaczego tu nie jest nic zrobione? Nie posprzątane? Nie ugotowane?". Bo miałam ochotę nic nie robić? Bo zaczęłabym gotować zupę i byłoby: "dlaczego taka a nie inna"? Wolałam już nie robić nic. Co tam, że jest czysto w kuchni, że zrobiłam sporo do mojej magisterki... Nigdy nie jest dobrze. Powinnam powyjmować wszystko z szafek, zrobić przy tym rozpierdziel, powycierać dopiero co czyszczone sztućce i się czymś zająć, bo nie można nic nie robić.
Nie mogę się doczekać, aż pojedzie na te dwudniowe wakacje.
Obiad: zupa buraczkowa niezabielana, kopytka z masłem i bułką tartą (ok 15 małych sztuk)
W międzyczasie: kakao i garść borówek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz