Miałam napisać w poniedziałek, ale na ten dzień zaplanowałam sobie już kilka innych rzeczy do zrobienia, dlatego piszę dzisiaj.
Mieszkam u Ł i na razie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dalej będę tam mieszkała. Moja Mama, jak zwykle, musiała wymyśleć kilka nieprawdopodobnych scenariuszy jak: "a jak się pokłócicie, to co wtedy? Gdzie zamieszkasz?" (Jakby kłótnia miała być powodem do wyprowadzki...), "A jak nagle Ł strzeli coś do głowy i zrobi Ci krzywdę?" (równie dobrze to mnie może strzelić coś do głowy...). Wydaje mi się, że to było tylko takie "pro forma" gadanie. Gorzej byłoby, gdyby dowiedziała się, że śpimy w jednym łóżku...
W tym tygodniu było naprawdę dobrze, poza jedną sytuacją, kiedy nie wiedzieć dlaczego, dostałam prawie ataku histerii, gdy nałożyłam sobie za dużo (w moim mniemaniu) płatków śniadaniowych. Ogólnie jem w miarę dużo - rano śniadanie, potem jakiś obiad i kolację. Niekiedy w międzyczasie coś jeszcze przekąszę na szybko - drożdżówkę, fit batonika etc. W środę ugotowaliśmy z Ł zupę z mnóstwem warzyw i byłam z siebie bardzo dumna, bo smakowała Ł. Wyszedł nam wielki gar (byliśmy też po ten gar w Ikei, bo w mieszkaniu Ł nie ma za dużo sprzętów) i okazuje się, że Ł tę zupę będzie jadł jeszcze jutro (i może w poniedziałek). Ja wyjątkowo nie jadę do Krakowa w niedzielę, tylko w poniedziałek, bo w poniedziałek będę miała zdalnie zajęcia (tylko w ten poniedziałek).
Wczoraj zjadłam chipsy ovenbaked z mniejszą zawartością tłuszczu, a w poniedziałek lub we wtorek byłam z Ł na gorącej czekoladzie w Wedlu. Przełamałam się. Wiem jednak, że jeszcze dużo czasu minie, nim kupię sobie najzwyklejszą na świecie mleczną czekoladę i ją zjem.
Gdy zważyłam się dzisiaj po obiedzie, okazało się, że waga pokazuje 43 kg. Nie podoba mi się to. Pewnie jutro rano będzie 42 i trochę, ale to nadal będzie za dużo. U Ł nie mam wagi i czuję się bardzo niepewnie. Gdzieś siedzi we mnie przekonanie(?), że będę dobrze się czuła, ważąc 41 kg... Chore to, wiem.
Co do jedzenia jeszcze - mojej Mamie nie podoba się, że nie chcę jeść mięsa w domu - "musisz, mięso ma witaminy, trzeba chociaż trochę" - to jest Jej tłumaczenie. Nie, nie muszę. Co z tego jednak, jak na siłę nakłada mi to mięso na talerz, a gdy mówię, że nie zjem, jest prawie że awantura. Gdyby jakiś zaproszony gość powiedział Jej, że on jest wegetarianinem i on mięsa nie je, uszanowałaby to, ale gdy Jej córka mówi, że nie chce, już robi się z tego problem.
Kurcze masz 24? 25 lat? Nawet jak matka coś mówi o tym miesięcy czy innych rzeczach, to pamiętaj, że jesteś dorosła i to już od dawna. Ja Cię rozumiem, bo notorycznie prowadzę wojnę z matką o wszystko, ale jeśli już raz postawisz na swoim to potem będzie łatwiej.
OdpowiedzUsuń25. Tak, ja staram sobie to nawet powtarzać, gdy dochodzi do jakichś spięć między nami. Ale zaraz nachodzą mnie myśli: to moja Mama, nie powinnam się sprzeciwiać itd. Wczoraj twardo postawiłam na swoim co do kolacji, że nie będę jadła jakiejś kiełbasy i mi odpuściła. Dzisiaj podobnie przy śniadaniu. Najgorzej jest zawsze z obiadem, bo tylko piątki u nas są wege :/ Oczywiście, gdy sama gotuję w domu, robię zupy bez mięsa, makarony z jakimś wege sosem itd, ale najczęściej jednak gotuje Mama no i to mięso się pojawia... Głównie też ze względu na Tatę, który za tym mięsem przepada. Chyba będę musiała sama sobie przygotowywać coś w soboty i niedziele, żeby nie było gadania, że nie jem.
UsuńŚwietnie sobie radzisz, to jakby nowe życie :D oby tak dalej i jeszcze lepiej! ;* a ja wciąż czekam na recenzcję tej książki, która zmieniła Twoje myślenie o anoreksji (wspominałaś kilka postów temu ;p)
OdpowiedzUsuńSpróbuję napisać dość szybko tę recenzję, ale nie mogę niczego obiecać... O ile w pociągu będzie można ładować telefon, to coś powstanie (zarys), a dopracowywać będę w trakcie tygodnia :)
UsuńNajgorzej jak ktos zmusza...mięso nie ma witamin, juz nie te czasy, gdy nas odżywiało. Teraz to jest nafaszerowane hormonami i tyle. Nie masz 10 lat, aby Cie ktokolwiek zmuszal, rob swoje dalej!
OdpowiedzUsuńWagą sie naprawde nie przejmuj, jeju, jestes tak drobniutka, wiesz o tym?