piątek, 3 grudnia 2021

39 Grudzień

Miałam tu napisać już kilka dni temu. Tak naprawdę nie wiem, od czego zacząć - ostatnio czuję się bardzo źle - przede wszystkim psychicznie. Dużo płaczę. Na studiach jeszcze jest ok - ale już boję się sesji. W przyszłym tygodniu mam prezentację na zajęciach i już trzęsę się ze strachu, że będę musiała mówić coś przed dwunastoma osobami... (Tyle liczy moja grupa). W przyszłym tygodniu też przyjeżdża tu koleżanka Ł, Białorusinka, która nie mówi po polsku i będzie z nami mieszkała przez 10 dni - chodzi o to, że musi odbyć jakby kwarantannę, zanim pojedzie na studia do Włoch. Muszę dopytać Ł jak to dokładnie działa. Podczas jej pobytu tutaj będę zmuszona przełamać się i przynajmniej próbować rozmawiać z nią po angielsku - a nie idzie mi to dobrze. Mam lektorat z angielskiego i sama widzę, że o ile ze słuchaniem jeszcze jakoś sobie radzę (rozumiem większość), to z mówieniem mam okropny problem. Oczywiście, będzie Ł, który naprawdę dobrze rozmawia po angielsku, ale niekiedy jest tak, że moje zajęcia zaczynają się np. o 13:00, a On wychodzi o 7:00 do pracy, więc siłą rzeczy będę musiała porozmawiać z tą dziewczyną... 

W zeszłym tygodniu przez weekend była w Krakowie moja kuzynka, z którą spędziłam cudowne dwa dni. Powiedziałam jej o moim zaburzeniu. Czuję, że mam wsparcie u niej.

Wczoraj byłam u lekarza, bo kilka dni temu podczas mycia wyczułam w piersi zgrubienie (jakby bolącą kulkę). Zapłaciłam 170 zł za wizytę trwającą 5 minut, na której pan doktor wypisał mi skierowanie na USG, za które musiałam zapłacić kolejne 160 zł. To USG mam w przyszłym tygodniu. 

Nadal nie dzwoniłam, żeby umówić się na psychoterapię. Czuję się zniechęcona - co mi da, że opowiem komuś, jak to trudno mi było kiedyś w relacjach z Mamą, jak to doświadczałam czegoś na kształt przemocy psychicznej i z Jej strony, i w gimnazjum... Ja wiem, że niejedząc, buduję (w) sobie tarczę ochronną - mam wtedy kontrolę nad swoim życiem, przynajmniej w tym aspekcie. Czuję się lepiej, ograniczając kalorie i produkty. Czuję się lepiej, gdy nie tyję. Przeraża mnie świadomość, że nie wiem, ile ważę i boję się, że przytyłam. Chyba nie chcę z tego wychodzić. Chcę wrócić do tych swoich restrykcji i ćwiczeń. Co mi da, że pójdę na psychoterapię, jeżeli ja świadomie i podświadomie nie mam ochoty na zmiany? Po co robić coś wbrew sobie? 

Mam za dwie godziny zajęcia, na które powinnam poczytać. Muszę się spakować, bo wracam do domu. Wczoraj dostałam od Ł łańcuszek na szyję z zegarkiem, który można zamknąć. Cieszyłam się jak dziecko. Teraz myślę, że chyba mu to oddam. Po co mi ładne rzeczy, jeżeli one przywołują dobre emocje, a ja ich nie chcę doświadczać? 

Mam małą obsesję. Wyobrażam sobie niewielki pokój bez okien. I siebie w nim. Chciałabym, żeby istniało takie miejsce - gdzie mogłabym spokojnie umrzeć. Zagłodzić się. 

Edit: potraktujcie to, proszę (szczególnie ostatni akapit), jako "artystyczną próbę" wyrażenia tego, co bardzo często przewija się w moim umyśle... Na chwilę obecną leżę i "umieram" przez okres. Pierwszy dzień bardzo często jest paskudny. Trzymajcie się!

5 komentarzy:

  1. bardzo mi przykro czytać to, co piszesz ;c psychoterapia może zaskoczyć, myślę, że warto spróbować, zwłaszcza, że możesz mówić o czym tylko chcesz i nie jest powiedziane, że jeśli się zapiszesz to będziesz musiała pracować nad zaburzeniami odżywiania, sama o tym decydujesz :D czasami wydaje nam się, że mówienie o czymś jest niepotrzebne, bo już mamy świadomość co, jak i dlaczego, ale może być tak, że osoba z zewnątrz zada po prostu odpowiednie pytanie, którego sobie nigdy nie zadaliśmy, a które może zmienić coś/ cokolwiek a czasem nawet wiele :) fajnie jest skorzystać z tej możliwości, którą daje Ci uczelnia i jak rozumiem jest to dla Ciebie darmowe? mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze po USG! trzymam kciuki ;* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merr, dziękuję... Nie patrzyłam na psychoterapię od tej strony. To jeszcze jedno spotkanie w grudniu będzie darmowe, a potem będę szukała czegoś na NFZ. I powinnam w gruncie rzeczy już się za to zabrać... Nie wiem sama, czy chcę. To jest najgorsze. Może mówię teraz tak ze względu na fatalne samopoczucie fizyczne i psychiczne (pierwszy dzień okresu)...

      Usuń
  2. Hej, przykro czytać o Twoich rozterkach. Fakt, że musisz mieć chęć do walki, by ją wygrać, ale myślę, że ją masz, tylko się boisz. Zapisz się na terapię, zasługujesz na to i tego potrzebujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przemyśleniu dodam jeszcze: nie romantuzuj śmierci głodowej to strasznie boli a zwłaszcza pragnienie. Mój mąż się tyle tego naoglądał podczas służby w Afryce, że do dziś kiepsko sypia. Głód anorektyczny jest inny, zwykle nie spodziewamy się śmierci i wydaje nam się ze możemy nasze ciała popchnąć jeszcze centymetr w stronę ekstremum. Ale ta wizja małej psiej budy w której możnaby się schować (tak to odbieram) raczej dotyczy psychiki, może zamiast uznać że wszyscy ci wchodzą na głowę i chcieć się schować, warto wyjść im naprzeciw, powiedzieć kim jesteś, jaką jesteś i co Cię drażni?

      Usuń
    2. Kurczę! Dopiero teraz przeczytałam te komentarze. Dziękuję za nie. Dziękuję za to, co piszesz. Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebowałam takich słów. Dziękuję!

      Usuń